Info

Ten blog rowerowy prowadzi Mariusz vel zarazek z podwarszawskich Marek/Nadmy.
Więcej o mnie. Bikestatsowa tablica.


baton rowerowy bikestats.pl
Poprzednie lata


2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
Mapa wycieczek po górach:





Wypady kilkudniowe

rok 2023
Piwniczna - Beskid Sądecki i Pieniny
(184 km)



Podlasie: Suwałki - Mikaszówka
(306 km)


rok 2022
Beskidy: Rzeszów - Sucha Beskidzka
(500 km)

Kampinos, Płock, Sierpc, Górzno
(375 km)

Górzno
(578 km)

Podlasie
(240 km)

Kurpie, Mazury, Suwalszczyzna
(450 km)


rok 2021
Beskid Sądecki, Góry Lubowelskie, Pieniny
(293 km)

Podkarpacie
(258 km)


rok 2020
Beskidy: Przemyśl - Piwniczna (354 km)

Podlasie: Supraśl - Krynki - Czeremcha
(240 km)

Bieszczady
(108 km)


rok 2019
Beskid Śląski, Żywiecki i Mały
(297 km)

Beskidy: Przemyśl - Piwniczna
(404 km)

Wybrzeże: Świnoujście - Hel
(470 km)


rok 2018
Beskidy: Jasło - Bielsko
(510 km)


rok 2017
Beskid Sądecki i Małe Pieniny
(168 km)

Beskid Śląski, Żywiecki, Sądecki oraz Gorce
(350 km)

Kaszuby i Bałtyk
(111 km)

Bieszczady i Beskid Niski
(190 km)


rok 2016
Beskidy
(467 km)

Górzno II
(238 km)

Górzno I
(308 km)

Roztocze Południowe
(197 km)


rok 2015
Karpaty
(585 km)

Kaszuby
(193 km)


rok 2014
Bieszczady i Beskid Niski
(420 km)

Górzno k/Brodnicy
(205 km)

Góry Świętokrzyskie
(77 km)

Suwalszczyzna
(158 km)


rok 2013
Roztocze Bis
(130 km)

Roztocze
(304 km)

Suwalszczyzna
(373 km)

Pogórze Strzyżowskie i Przemyskie
(240 km)

Jura
(180 km)


rok 2012
Kurpie, Mazury, Suwałki
(405 km)

Suwalszczyzna
(280 km)

Roztocze
(240 km)
Szastarka - Werchrata

Podlasie
(159 km)
Drohiczyn - Nurzec


rok 2011
Roztocze
(226 km)
Lublin - Józefów Rozt.


rok 2008
Polska Egzotyczna II
(444 km)
Terespol - Suwalszczyzna


rok 2007
Polska Egzotyczna I
(370 km)
Terespol - Roztocze



Wycieczki jednodniowe
Wycieczki jednodniowe
rok 2016
 
Na rowerze 113 km: Wyszków i Serock



rok 2015
 
Na rowerze 113 km: Kazimierski Park Krajobrazowy
Na rowerze 130 km: Liwiec i Siedlce
Na rowerze 101 km: Kampinos


rok 2014
 
Na rowerze 101 km: Wyszków - Brok - Małkinia
Na rowerze 86 km: Urle - Sadowne Węgrowskie
Na rowerze 78 km: Urle - Konwalicha - Kobyłka
 
rok 2013
 
Na rowerze 107 km: Puszcza Kamieniecka
Na rowerze 83 km: Mazowiecki Park Krajobrazowy
Na rowerze 120 km: Wyszków, Kamieńczyk, Urle
Na rowerze 92 km: Kuligów, Niegów, Kraszew
 
rok 2012

Na rowerze 105 km: Kurpie: wzdłuż Narwi i Pisy
Na rowerze 110 km: Bug: Arciechów - Wyszków
Na rowerze 77 km: Wioski pod Tłuszczem
Na rowerze 93 km: Topór w Puszczy Kamienieckiej
Na rowerze 52 km: Pogórze Wielickie
Na rowerze 43 km: Kraków - Tyniec
Na rowerze 40 km: Kręcący z burzami
Na rowerze 63 km: Nad Bug
Na rowerze 55 km: Wołomin - Kanał - Zalew
Na rowerze 50 km: Lasy Legionowskie i Białołęka
Na rowerze 110 km: Wyszków i Brok nad Bugiem
Na rowerze 69 km: Pod Goździówkę
Na rowerze 71 km: Wokół Radzymina
Na rowerze 55 km: Kuligów nad Bugiem
Na rowerze 22 km: Rowerem po jeziorku
Na piechotę 15 km: Kampinos
Na rowerze 39 km**: Heavy frost biking ;)
Na rowerze 94 km**: Styczeń Bike Attack ;)

rok 2011

Na rowerze 43 km: Peregrynacja lokalna #6
Na rowerze 71 km: Wzdłuż Osownicy
Na rowerze 65 km: Pulwy i Puszcza Biała
Na rowerze 70 km: Topór - Chrzęsne
Na rowerze 86 km: Cegłów - Nadma
Na rowerze 92 km: Mrozy - Łochów
Na rowerze 226 km: Z Lublina na Roztocze
Na rowerze 98 km: Kawa w Łochowie

OKOLICE KOSZALINA:
Na rowerze 42+35 km: Jamno i Arboretum
Na rowerze 82 km: Gotyckie kościoły

Na rowerze 82 km: Treblinka - Liwiec - Urle
Na rowerze 112 km: Z Ostrołęki do Tłuszcza
Na rowerze 64 km: Z Rząśnika na Pulwy
Na rowerze 72 km: Szewnica - Bug - Zegrze
Na biegówkach Koniec zimy 2010/2011

ROZTOCZE:
Na biegówkach 16 km: do Florianki (Roztocze)
Pieszo 35 km: do Górecka (Roztocze)
Na biegówkach 20 km: do Lipowca (Roztocze)

1726 km - TOTAL*
rok 2010

październik 2010: Jesienny Zalew Zegrzyński 48 km: Jesienny Zalew Zegrz.

OKOLICE KOSZALINA:
czerwiec 2010 24 km: Iwięcino
lipiec 2010 85 km: Wokół jeziora Jamno
czerwiec 2010 74 km: Wokół jeziora Bukowo
czerwiec/lipiec 2010 Mapka zbiorcza (Koszalin)

maj 2010: Lasy Miedzyńskie - Stara Wieś - Liw 118 km: Lasy Miedzyńskie
kwiecień 2010: Dzięciołek - Liwiec - Bug - Rządza 87 km: Puszcza Kamieniecka
styczeń 2010: Wydmy Nadmy Wydmy Nadmy
styczeń 2010: Baza rakiet na biegówkach Baza rakiet

703 km - TOTAL*
rok 2009

pazdziernik 2009: Autem dookoła Polski Dookoła Polski
wrzesień 2009: Topór - Czaplowizna - Kamieńczyk - Barchów 52 km: Czaplowizna
wrzesień 2009: Dalekie - Brańszczyk - Brok - Małkinia 70 km: Dalekie-Tartak
wrzesień 2009: Nieporęt - Kobiałka - Zielonka 45 km: Kobiałka
sierpień 2009: Zambski - Bartodzieje 47 km: Zambski
sierpień 2009: Małkinia - Łochów 67 km: Wilczogęby
sierpień 2009: Urle - Zalew 83 km: Z Urli nad Zalew
lipiec 2009: Wisła i Narew 67 km: Wisła i Narew
czerwiec 2009 58 km: Kamieńczyk
lipiec 2009 61 km: Urle n/Liwcem
czerwiec 2009 111 km: Siedlce
biegówki luty 2009 Śnieg po kostki
biegówki styczeń 2009 Na nartach po okolicy

948 km - TOTAL*
rok 2008

październik 2008 Pożegnanie jesieni
lipiec 2008 Okolice Nadmy II
czerwiec 2008 Okolice Nadmy
kwiecień/maj 2008 Nad Wkrę (108 km)
9 marca 2008 Wesoła Ponurzyca
17 lutego 2008 Podryg zimy nad Wisłą
3 lutego 2008 Sroga zima!
12/13 stycznia 2008 Styczeń Plecień (57 km)

1224 km - TOTAL
rok 2007
22 km - Spacer wyborczy
55 km - Tropem jesieni
31 km - Leśne przejażdżki
40 km - Puszcza Słupecka
57 km - Poligon w Zielonce
82 km - Łąki Radzymińskie
90 km - Wycieczka wałowa

1413 km - TOTAL
rok 2006
32 km - Sylwester w siodle
41 km - Na grzyby
133 km - Czersk
151 km - Treblinka
60 km - Warszawa
71 km - wokół Zalewu
80 km - Tłuszcz
45 km - Kampinoski PN
118 km - Nowe Miasto
31 km - Jez. Zegrzyńskie

1227 km - TOTAL


rok 2005
40 km - rezerwat "Łęgi"
101 km - Mińsk Maz.
58 km - Legionowo
91 km - Wyszków
55 km - Ossów
60 km - Warszawa
50 km - Kuligów
166 km - Wyszogród
88 km - Otwock
40 km - Kanał Żerański

749 km - TOTAL

rok 2004
150 km - Węgrów
101 km - Stanisławów
115 km - Modlin
90 km - Urle (Liwiec)
55 km - Załubice

511 km - TOTAL

* - wszystkie TOTALE dotyczą dystansu przejechanego na rowerze

** - dystans skumulowany kilku wycieczek
Archiwum wpisów na blogu
A przed Bikestatsem było tak...
Tatry, moja druga pasja...
Obserwowane blogi






stat4u
Wpisy archiwalne w kategorii

Beskidy 2016

Dystans całkowity:467.02 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:51.89 km
Więcej statystyk
Dystans:
99.00 km

9. Pieniny i Podhale: Jaworki - Nowy Targ

Piątek, 30 września 2016 · dodano: 15.10.2016 | Komentarze 14

(podjazdy: 601 m)

(spis treści)    (mapa całej trasy)

No dobra. Pora opuścić góry. Pociąg z Nowego Targu odjeżdża jakoś po 14-tej, więc jest trochę czasu. Postanawiam już nie kombinować i niespiesznie zjeżdżam z Jaworek do Krościenka z zamiarem skorzystania z drogi wojewódzkiej 969. Tym razem poranek jest ciepły i słoneczny - nie to co parę dni temu, kiedy jechałem z Jaworek na Przehybę. W Krościenku orientuję się, że coś jest nie tak. Przez wieś przewala się ogromny ruch samochodowy - TIRy, ciężarówki i osobówki ocierają się o mnie, panuje hałas i smród. No i jak to? Mam jechać czymś takim aż do Nowego Targu? Otwieram ponownie mapę i walę się ręką w czoło! Ale miałem głupi pomysł. Przecież równolegle (częściowo po słowackiej stronie granicy) wiodą wygodne i zupełnie puste asfalty oraz szutry! Wracam natychmiast do Szczawnicy i wjeżdżam na drogę rowerowo-pieszą wiodącą "przełomem Dunajca". Byłem tu prawie równo  rok temu, ale wtedy był sierpień i spory ruch. Tymczasem dziś (co jest już tradycją tego wyjazdu) jest tu zupełnie, zupełnie pusto. Płyną oczywiście tratwy z upakowanymi turystami, ale brak pieszych, a rowerów mijam dosłownie kilka i tak aż do Czerwonego Klasztoru. Oj... nie darowałbym sobie do końca życia, gdybym spędził ostatnie godziny trasy na śmierdzącej 969. Nienawidzę takich dróg, zwłaszcza gdy po 8 dniach wyłaniam się z lasu... ;)
Z Červeného Kláštoru jadę przez Spišská Stará Ves podziwiając po drodze fajne panoramy Pienin od południa oraz dalekich Tatr. W Lysej na przejściu granicznym żegnam się ze Słowacją, zakupując w potravinach smacznego Bażanta. Na przeciwko znajduje się sklep, który ma " zaskakująco niskie ceny alkoholu". :)) Następnie zatrzymuję się na chwilę na fotę pod zamkiem w Niedzicy, by niedługo potem wdrapać się do położonego sporo wyżej Falsztyna. Droga z Frydmana na Krempachy to niesamowita panorama Gorców. Podobnie jak z szutrów i łąk między Nową Białą, a Gronkowem widać chyba całe Tatry - od Zachodnich, przez Wysokie po Bielskie. Panoramy są tak niesamowite, że w ogóle nie myślę o nieuniknionym. Na ziemię sprowadza mnie dopiero droga krajowa nr 46 (Jurgów - Nowy Targ), którą muszę podjechać kilka kilometrów do Nowego Targu. Fuj, obrzydlistwo - jak ludzie mogą znajdować przyjemność w poruszaniu się rowerami po takich smrodo-hałaso-niebezpiecznych traktach? W każdym razie dojeżdżam wkrótce do miasta. Nowy Targ rozkopany i równie hałaśliwy jak DK969. Rozczarowało mnie to miasto, ale może poznałem je w złym momencie i od dupy strony? A już okolice i sam dworzec PKP trąci Białorusią. Brzydki, dawny budynek dworca, zlikwidowana kasa i tereny przemysłowe wokół... No ale nic to. Instalujemy się z miśkiem w równie zapuszczonym kibelku z Zakopanego (choć akurat mam sentyment do tych buraczkowych EN57). Przynajmniej można komfortowo w tym składzie podróżować z rowerem, nie to co te żałosne haczyki w Pendolino, czy bezprzedziałowych TLK. Skład dowozi mnie tylko do Płaszowa, a pociąg do Warszawy mam z Krakowa Głównego. Może to i dobrze... Są dwie godziny czasu na poznawanie krakowskich ścieżek. Google prowadzą mnie całkiem fajną trasą, złożoną wyłącznie z DDR lub wąskich uliczek. Zaliczam kładkę Bernatka, bulwary na Wisłą, Wawel i Planty, by po krótkiej rundce po zatłoczonym rynku zameldować się na odpowiednim peronie. Potem jeszcze w Warszawie przesiadka na ostatni podmiejski do Kobyłki i niewiele po północy melduję się w bazie. Koniec. :)










Poranek w Jaworkach. Złota, polska jesień. :)



Dunajec i Pieniny ze Szczawnicy.



Droga rowerowa ze Szczawnicy do Krościenka.



Droga rowerowa z Krościenka do Szczawnicy. :))  



Początek przełomu Dunajca.



Przełom Dunajca.



Červený Kláštor - widok na Trzy Korony.



Červený Kláštor - widok na Spisz i słowacką część Tatr.



Przejście graniczne Lýsa nad Dunajcom/Sromowce i pożegnanie ze Słowacją.



Pagór nad Jeziorem Sromowieckim.



Zamek w Niedzicy i Jezioro Czorsztyńskie.



Pusta szosa na Podhale. W tle Jezioro Czorsztyńskie i Frydman.



Kamienisty dukt do Nowego Targu.  Rewelacja!



I widoki z niego na całe pasmo Tatr.



Prawie u celu...



Czekamy na pociąg na ponurej, nowotarskiej stacji bez kasy. 



Kibelek...



... z widokiem na kabinę mechanika. :)



Niezłe "mazy" na Przewozach Regionalnych. :)



A to już Kraków. Widok z kładki Bernatki.



Sukiennice. 







Dystans:
36.54 km

8. Beskid Sądecki: Wierchomla - Jaworki

Czwartek, 29 września 2016 · dodano: 14.10.2016 | Komentarze 3

(podjazdy: 1160 m)

(spis treści)    (mapa całej trasy)

I znowu pobudka w schronisku. Uśmiecham się sam do siebie - powinienem już być w Warszawie, a tu nadal góry wokół. :)) O pogodzie to już nie będę się powtarzał... Podgryzam śniadanie i dumam z kotem nad mapą. Kot namawia na Nowy Sącz, ja się jednak upieram przy Nowym Targu. ;) Przed schroniskiem rześko i przyjemnie, choć nieco zachmurzony horyzont (Tatr brak - zazdroszczę tym, którzy trafili tam na świetną widoczność!). Na początek zaplanowałem sobie bezdroża po górkach i dołkach między Wierchomlą, a Piwniczną. Najpierw zjeżdżam wymagającym technicznie, ale bardzo fajnym czarnym szlakiem do Wierchomli Wielkiej. Stamtąd wdrapuję się czerwoną ścieżką przyrodniczą na bezleśną przełączkę między Kiczorą, a Kobylarzem. Leżąc na przełęczy gawędzę z fajnym góralem, a pół godzinki później rozpoczynam widokowy zjazd do Łomnicy-Zdroju. Chyba już pisałem, że uwielbiam takie zjazdy? :)
Za Łomnicą znowu zdobywanie kolejnej przełączki, tym razem między Kicarzem, a Bucznikiem. I ponownie porcja fantastycznych wiodków - tym razem na Piwniczną, kawał doliny Popradu i pasmo Radziejowej. Chłonę to wszystko większością zmysłów, aby podładować akumulatory duszy (niezłe co? ;) ) W Piwnicznej poznaję misia Maszę i wspólnie wciągamy obiad popijając zimnym pienistym. Z tym, że misiek bezalkoholowe. Potem czas spojrzeć na mapę i pomyśleć na bieżąco, co dalej? Dzida przez Rytro do Sącza na pociąg? Nieeee... :) Wpadam na pomysł, aby podjechać przez Kosarzyska na Obidzę i Przełęcz Gromadzką, a dalej zjechać na kolejny nocleg do Jaworek. Rok temu kręciłem się co prawda w okolicy, ale jechałem granicznymi szczytami przez Eliaszówkę i Rozdziele. Misiek reaguje entuzjazmem. :)
No to teraz trzeba realizować plan. Mozolnie i powolnie pokonuję 600 metrów, jakie dzieli mnie od przełęczy. Kosarzyska ciągną się w nieskończoność, a od Ski Hotelu robi się już pionowo pod górę. Pod koniec wymiękam i wprowadzam rower po asfalcie. ;) Do bacówki na Obidzy nie zachodzę, lecz kręcę od razu na przełęcz. I słusznie, bo tam mnie znowu powala fenomenalna i chyba najlepsza na tym wyjeździe panorama. Słońce grzeje mocno w twarz, zakładam ciemne okulary i kask (przydaje się daszek), a następnie spędzam na przełęczy dobrą godzinę albo i dłużej. Być może zjechałbym wcześniej, ale siedziałem tam zupełnie, zupełnie sam. Aż dziwne przy takiej pogodzie i takich widokach... Zwlekałem z podniesieniem się do ostatniej chwili albowiem na takie właśnie momenty czekam cały rok, a czasem i dłużej. W zasadzie byłem blisko lirycznego wzruszenia się. ;) Wreszcie zrobiło się zimno, a słońce zbliżyło się już do gór...
Do Jaworek zjeżdżam częściowo szlakiem, częściowo bez szlaku, zaliczając jeszcze Pokrywisko i Rusinowski Wierch. Na dole przysiadam na skwerku i dzwonię na "swoją" agroturystykę. Gospodyni nieco zdezorientowana (co ja tu robię, skoro miałem jechać do Krynicy?) prosi o godzinę czasu, bo nie przygotowała lokum. No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak wejść do jaworkowej oberży, by ugasić pragnienie i przekąsić jakieś ciepłe jadło. 










Kot doradzi, co dalej. Byle go podrapać. :)
P.S. Jego lewe wąsy opierały się o Obidzę, więc dlaczego by nie... ;)



Sprzęt trzyma się nienajgorzej po 7 dniach jazdy. No może nie licząc pękniętej ramy. ;)



Poranny widok spod bacówki.

I szersza panorama -- klik



Z widocznego pagóra zjechałem do Wierchomli Wielkiej i wdrapałem się na kolejny pagór.



Zalesione zbocza Kiczory (nad Łomnicą-Zdrój) przybierają już jesienną szatę.



Jest dobrze. :)



Zjazd do Łomnicy. Lubię takie niby-drogi. :)



W tle droga z Piwnicznej na Słowację.



Zjazd do  Łomnicy c.d.



Zjazd do Łomnicy c.d.



Zjazd do Łomnicy c.d. Uwielbiam takie widokowe drogi w dół. Co chwila hamuję, aby jak najdłużej patrzeć. :)



A to już kolejny pagór (Bucznik) i zjazd do Piwnicznej.



Do Piwnicznej.



Dolina Popradu. W dole po lewej Piwniczna-Zdrój. W tle pasmo Radziejowej.



Zjazd do Piwnicznej.



Piwniczna.



Sympatyczna stacja kolejowa.



Nie piłem, ale można. :)



Od Piwnicznej nie jadę już sam. :) Z braku miejsca w plecaku, misiek podróżował głównie na kierownicy. 



Obok bacówki na Obidzy.



A to widoczek z polany za Przełęczą Gromadzką. Długo tam siedziałem zauroczony panoramą Tatr. Rewelacyjny punkt widokowy, a nie spotkałem tam żywej duszy.



Pięknie...



Zjazd z Obidzy do Jaworek (ponownie).



Zjazd c.d.



Zjazd c.d.




Zjazd c.d.



I Jaworki (karczma i skwerek w centrum).







Dystans:
51.16 km

7. Beskid Sądecki: Cyrla - Wierchomla

Środa, 28 września 2016 · dodano: 13.10.2016 | Komentarze 1

(podjazdy: 1311 m)

(spis treści)    (mapa całej trasy)

Wszystko wskazuje na to, że dziś osiągnę cel wyjazdu, czyli Krynicę i Muszynę. Jakoś nie czuję się z tym zbyt dobrze, no ale póki co przede mną pasmo Jaworzyny i na tym staram się skupić. Pogoda naprawdę mnie rozpieszcza - mimo kiepskich prognoz z dnia na dzień jest coraz lepiej! Rano kawa i mapa na balkonie, a przed 9-tą ruszam na szlak. Z polany ponad schroniskiem znowu widać chmury wyściełające dolinę. Pasmo jest mocno zalesione i dalekich widoków tu niezbyt wiele, choć lasy też mają swój klimat. Po niedługim czasie docieram na Halę Łabowską, gdzie spędzam trochę czasu na ołtarzowej ławce ponad schroniskiem. Po jakimś czasie wyłania się z lasu licealna wycieczka, a zatem czas na mnie. Znowu nura w lasy i przez Runek dojeżdżam do Jaworzyny Krynickiej. Tam zupełne pustki - tego dnia była chyba jakaś awaria kolejki. Siadam przy jej górnej stacji, wygrzewam się w słońcu i dumam nad mapą. Od celu wyjazdu dzieli mnie z godzina drogi, a tu pogoda coraz lepsza - dziś już jeżdżę w krótkich gaciach, jutro ma być jeszcze lepiej. Z Krynicy są nieciekawe połączenia kolejowe, waham się więc, czy nie jechać w kierunku Nowego Sącza. Nic mi z tego dumania nie wychodzi, dlatego zbieram się w końcu ze szczytu i zjeżdżam niezbyt wygodną, wiodącą lasem szutrówką zaopatrzeniową pod dolną stację kolejki. Stamtąd już asfaltem cały czas w dół i w dół do Krynicy Dolnej, a potem przez Powroźnik do Muszyny. W dolinach jest już niemal gorąco. W Muszynie przysiadam na obiad i delektując się zimnym piwem wpadam na osobliwy pomysł - a może by tak wrócić znowu w Beskid Sądecki (z którego dopiero co zjechałem) i pozostać jeszcze w górach dzień, dwa? :)) Długo się nie zastanawiam, podjeżdżam długaśnym asfaltem do Szczawnika, a stamtąd szutrem do Bacówki nad Wierchomlą. Tam zastaję cudowny widok na pasma górskie z Tatrami dominującymi w tle. Po raz pierwszy w czasie wyjazdu widać wyraźnie kontury Tatr, choć nadal nie jest to widoczność, która nadawałaby się na ładne, smartfonowe zdjęcie (tu znalazłem nieco przekombinowaną, ale dającą pogląd fotę tego co widać).
Siedzę i gapię się przed siebie - jestem szczęśliwy, że zdecydowałem się tu przyjechać. Do schroniska udaję się dopiero po zapadnięciu zmroku. Obiekt ma wspaniały, bieszczadzko-bacówkowy klimat, a w dodatku jest zupełnie pusty - co lubię. Przy okienku dowiaduję się, że jest przygotowana promocja dla osób, które przyjechały tu na rowerze - szok! 20% zniżki na nocleg, możliwość umycia roweru i takie tam wypasy. Po zrzuceniu bagażu wychodzę jeszcze z piwem przed ganek i siedzę dosyć długo, przysłuchując się świerszczom grającym zupełnie jak w środku lata..











Poranek w Cyrli. Zapowiada się ładny dzień. :)



Znowu kołderki. Wyruszam w drogę.



A droga jest przyjemna, choć w głowie dręczy mnie myśl - przecież zaraz dojazdę do Krynicy, która jest celem. I co, koniec już? :(



Okolice Pisanej Hali.



Schronisko na Hali Łabowskiej.



I niedługo potem - Jaworzyna Krynicka. Tam z godzinę siedziałem nad rozkładem jazdy pociągów i mapą, myśląc do dalej. 



Zjazd z Jaworzyny.



Praktycznie do samej Muszyny z górki. Tam przy obiedzie postanawiam skorzystać jeszcze z pogody i wrócić w Beskid. Tym razem do Bacówki nad Wierchomlą. :)



A tam... bodaj najpiękniejsze jak dotąd panoramy: najpierw beskidzkie pasma, potem Tatry. Niestety nie mając ze sobą sprzętu foto nie jestem w stanie tego tu pokazać. Ale co widziałem, to moje - o! :)



Zachód słońca nad Wierchomlą.







Dystans:
40.85 km

6. Beskid Sądecki: Jaworki - Cyrla

Wtorek, 27 września 2016 · dodano: 12.10.2016 | Komentarze 2

(podjazdy: 1729 m)

(spis treści)     (mapa całej trasy)

Tym razem budzę się nie nad, a pod kołdrą z chmur. Jest to chyba najchłodniejszy poranek całego wyjazdu. W trakcie szybkiego zjazdu z Jaworek do Szczawnicy dygoczę z zimna, mimo czapki, rękawiczek i softshelli. Na szczęście od Szczawnicy jest już orka pod górę, więc uczucie zimna znika błyskawicznie. No i gdzieś tak w połowie podjazdu na Przehybę zaczyna się pojawiać słońce, bo wyjeżdżam powyżej chmury. Czeka mnie kolejny pogodny dzień i nic nie zapowiada, że będę dziś latał nad kierownicą. ;)
Przed 11-tą melduję się pod schroniskiem, gdzie spędzam pół godziny. Widoki w miarę fajne, bo chmury zdążyły się już rozpierzchnąć. Dalej przez Złomisty Wierch przedostaję się na Radziejową. Tam wdrapuję się na wieżę, ale widoczność dziś dużo gorsza niż wczoraj. Za to z Radziejowej na Wielki Rogacz jedzie się wybornie. Gdzieś w okolicy Niemcowej zatrzymuję pojazd obok rozpadającego się szałasu, aby co nieco przetrącić i pooglądać widoczne naprzeciw pasmo Jaworzyny. Przygrzewa słońce, jest ciepło i przyjemnie przez co tracę chyba na chwilę koncentrację. W trakcie raczej wolnego i technicznego zjazdu do Rytra trafia mi się "pochyły wzdłużnie" i najeżony dużymi kamieniami, wąski singiel. Niby nic takiego, a jednak nie wiadomo jak i kiedy - nagle znajduję się w fazie lotu nad kierownicą, upadam na bark, turlam się niczym żołnierz sił specjalnych i na deser uderzam kaskiem w ścieżkowy kamień. Szczęśliwie kończy się na paru drobnych obtarciach skóry. Nic się nie łamie, nic nie jest zwichnięte, ani obite. Ufff... kask często jechał przytroczony do plecaka (podjazdy), ale nie na każdym zjeździe chciało mi się go zakładać. Jednak od tej "przygody" zjeżdżałem już prawie zawsze w kasku. 
Natomiast dalsza droga do Rytra - przepiękna. :) Wygodne nawierzchnie i dalekie widoki (a przecież nie zawsze tak jest, np. zjazd z Jaworzyny do Krynicy jest byle jaki - cały czas lasem i po niewygodnej szutrówce). Po jakimś czasie osiągam dno doliny Popradu i spożywam tu pyszne ruskie pierogi z kufelkiem zimnego. Zbliża się 16-ta, dlatego decyduję się na nocleg w  schronisku Cyrla, do którego wszelakoż trzeba się będzie wdrapać 500 metrów w górę. Od obsługi obiektu dostaję cenną informację - zamiast się męczyć wpychaniem roweru czerwonym szlakiem pieszym, można sobie podjechać (i podejść) wygodną szutrówką, wiodącą od zamku przez zbocza Makowicy. Droga wiedzie przez przepiękne, bukowe lasy i bardzo się cieszę, że na nią trafiłem. :) Samo schronisko (prywatne) posiada zdecydowanie wyższy standard niż inne, ale też wyższe ceny. Obsługa mogłaby być milsza (trochę z buta potraktowali chłopaków pytających o drewno na ognisko). Kupuję tam jeszcze wieczorny kufelek piwa i udaję się na kolejny, zasłużony wypoczynek. :)










Z podjazdu na Przehybę.



Widok spod schroniska Przehyba.



I samo schronisko. 



W kierunku Radziejowej na niektórych odcinkach szlaku trwa zrywka.



Widok spod Złomistego Wierchu.



Ech te beskidzkie kamienie...



Z wieży na Radziejowej widoki takie sobie - utrzymuje się kiepska przejrzystość powietrza.



W kierunku Wielkiego Rogacza.



Między Rogaczem, a Niemcową.



Między Rogaczem, a Niemcową.



Polana Poczekaj.



Polana Poczekaj - popas.



Obłazy Ryterskie.



Widokowy zjazd do Rytra.



Rytro nad Popradem.



I pyszne ruskie tamże. 



Z Rytra do Cyrli wjeżdżam/wpycham wygodną szutrówką leśną, poprowadzoną przez przepiękne buczyny.



Cyrla.







Dystans:
42.31 km

5. Gorce i Pieniny: Studzionki - Jaworki

Poniedziałek, 26 września 2016 · dodano: 11.10.2016 | Komentarze 4

(podjazdy: 1492 m)

(spis treści)    (mapa całej trasy)

W Studzionkach wysypiam się porządnie, a także zjadam syte śniadanie (oj nie żałują tam!), które zamówiłem poprzedniego wieczora u gospodyni. Opuszczam schronisko koło 8:30. Pogoda tym razem jak drut - od rana błękitne niebo, słońce i fajny widok na Gorce. Ale to jeszcze nic... Ujechałem ledwie ze 200 metrów (na garb między zabudowaniami, z widokiem na południe) i od razu utknąłem na pół godziny, uziemiony przez wdzięki natury. :) Przede mną rozpostarła się rozległa panorama wystających z białej kołdry pagórów Spisza i w dali Tatr przykrytych białym kapeluszem. Ostatnio takie widoki podziwiałem z  tatrzańskich szczytów, a tu taka niespodzianka - z Gorców też można! :) W zasadzie tego rodzaju okoliczności powinny następować pod koniec wycieczki, bo jeśli się pojawiają tuż po jej rozpoczęciu, rodzi się wątpliwość - a może by tak tu zostać i olać całe to pedałowanie...?? ;)
Oj ciężko było odkleić się od panoram, ale w końcu ruszam na wschód. Pasmo Lubania jest nieporównanie bardziej wygodne do jazdy od tego turbaczowego. Wygodna bita droga prowadzi zalesionymi grzbietami do samego Krościenka. Gdzieniegdzie otwierają się jeszcze widoki na wspomniane wyżej pościelowe zjawisko, aż wreszcie dojeżdżam pod sam Lubań. Tam czeka mnie jeszcze mozolna wspinaczka po luźnych kamieniach na szczyt.
Wreszcie jest... 
A na nim ogromna wieża widokowa z fantastycznymi widokami we wszystkich kierunkach oraz.. totalna pustka. Żywej duszy nie ma, nawet wiatr ucichł, baza namiotowa na polanie opuszczona i tylko wieżowa kamerka bzykając silniczkiem co i raz mi się przygląda. ;) Spędzam na wieży dobrą godzinę przyglądając się poszczególnym pasmom i trzaskając zdjęcia jak Japończyk.
Za Lubaniem jazda sprawia nie mniejszą przyjemność - ciągle twardo, sucho i z grubsza w dół. :) Zatrzymuję się jeszcze za Marszałkiem, skąd ponownie pięknie widać Pieniny. Zjazd z Marszałka do Krościenka to już raj dla oczu. Wprost nie da się spokojnie jechać, trzeba co chwilę stawać i podziwiać! :) Po drodze doganiam jeszcze poznanego w Cyrli wczoraj turystę, którego przekonuję, że do Krościenka to zupełnie w odwrotnym kierunku trzeba iść. ;)
Wreszcie udaje się dotrzeć do miejscowości, gdzie tradycyjnie spożywam piwko i pyszny obiad.
Przy posiłku zaś zapada decyzja: zanim zapuszczę się w Beskid Sądecki, pozwiedzam sobie ponownie (jak rok temu) piękne, bezleśne (a więc widokowe!) wzgórza Małych Pienin - tym razem w przeciwnym kierunku. Miałem też pewne  porachunki ze szczytem Wysoka, który mnie w ubiegłym roku znokautował (dosłownie). Spompowanym będąc próbowałem tam wciągnąć rower (wtedy jeszcze w wersji dromader-max, czyli z namiotem na kierownicy) i poległem, a nawet się przewróciłem, po czym nastąpił wycof. Ale nie tym razem! Pasmo Lubania nie zmęczyło mnie dziś zanadto, dlatego po obiedzie wbijam się obok schroniska Orlica niebieskim szlakiem pieszym na Szafranówkę. Jest tam parę miejsc, w których wolałoby się nie mieć roweru ze sobą, ale tym razem nie robi to na mnie wrażenia. :) A na górze jak zwykle cudnie... intensywna gospodarka pasterska prowadzona niegdyś w Pieninach pozostawiła po sobie fantastyczne, rozległe i widokowe hale i grzbiety. Podjeżdżając na trawers Rabsztyna oglądam Łaźne Skały na północnym zachodzie no i Beskid Sądecki oczywiście na północy (w tym wyraźnie widoczny maszt na Przehybie). Pod Durbaszką trzeba się jeszcze przebić przez mające tam stały dyżur stado owiec, by wreszcie wdrapać się na przełęcz pod Wysoką (Wysokie Skałki). Porzucam rower między krzaki i na sam szczyt wchodzę pieszo (schody). A tam oczywiście wspaniałe widoki na słowackie pasma... Jednak tym razem nie marudzę zbyt długo, bo mi znowu zamkną szałas Bukowinki, położony na szczycie wyciągu nad Jaworkami. To wspaniałe miejsce, w którym można klapnąć na huśtawce z zasłużonym, zimnym piwkiem w dłoni, ciesząc się minionym dniem i podziwiając Beskid Sądecki. Z tym, że rok temu nie zdążyłem... Na singlach zjazdowych spod Wysokiej używam więc wszystkich mizernych umiejętności technicznych, jakie posiadam, aby utrzymać wysoką prędkość, albowiem jest 16:55, a o 17:00 zamykają szałas. Na miejsce docieram o 17:10 i metodą wstawienia w ostatniej chwili stopy w drzwi wybłaguję jeszcze piwo "ale-to-już-do-plastiku-panu-naleję-chyba-nie-myśli-pan-że-do-szkła". :)) Uffff.... siadam na ławeczce, kątem pluję i wpadam na pomysł, żeby tym razem nie gnać w dół pod wyciągiem, ale sprowadzić sobie rower pomału wąwozem Homole, podziwiając jego wykrzesane ściany i ogólnie tatrzański charakter...
Tuż przed zmrokiem docieram do mojej ulubionej miejscowości tego rejonu - Jaworek k./Szczawnicy. Mam tam sprawdzoną i tanią  agroturystykę, gdzie już mnie kojarzą, bo spałem w obiekcie 3 razy. Wieczorem odwiedzam jeszcze równie sympatyczną karczmę przy jaworkowym skwerku, gdzie raczę się piwem i ruskimi pierogami. To był super dzień - zarówno pasmo Lubania jak i Małe Pieniny to rewelacyjne miejsca pod turystyczne MTB i wrócę tam jeszcze pewnie nie raz!









O poranku przed schroniskiem zaskakująco przyjemna widoczność. Ale po wjechaniu na grzbiet i zerknięciu w stronę Tatr...



No pięknie! Kołderki białych chmur przykrywają szczelnie całą Kotlinę Nowotarską. A za nimi widoczne Tatry.



Gorc z wieżą widokową. Jak tam byłem ostatni raz 15 lat temu, żadnej wieży nie było.



I jeszcze kołderki... Widok ze zboczy Runka.



I jeszcze...

A tu szersza panorama -- klik



Za niedługo będzie Lubań.



Wypych na sam szczyt nie był zbyt komfortowy. :)



Kolorowo.



Wieża na Lubaniu (widok od strony wschodniej).



Wieża na Lubaniu - zoom. :)



Jak na dotychczasową pogodę widoczność i tak niezła. Tzn. niezła dla oczu, kiepska dla smartfona.



Polana i baza namiotowa Lubań.


Panorama z wieży -- klik



Z Lubania do Krościenka wiedzie doskonała droga pod rower. Jest dużo wygodniej niż w paśmie Turbacza.



Na zjeździe z Marszałka.



Na zjeździe z Marszałka. Aż żal było zjeżdżać do Krościenka...



C.d. zjazdu. Sam miód.



Coraz niżej i niżej...



I jest Krościenko.



A w nim pora na zimne piwko...



... i pyszny, domowy obiad za 14 zł.
Przy obiedzie zdecydowałem, że zanim zapuszczę się w Beskid Sądecki, pozwiedzam sobie ponownie (jak rok temu) piękne, bezleśne (a więc widokowe!) wzgórza Małych Pienin. Miałem też pewne porachunki ze szczytem Wysoka. :)



Dunajec ze ścieżki rowerowej między Krościenkiem, a Szczawnicą.



Podjazd na Szafranówkę - górkę z wyciągami nad Szczawnicą.



PIENAP & PPN



Wyboista droga na Szafranówkę. :)



Wreszcie szczyt.



Łaźne Skały. I przepiękne, widokowe pozostałości po wypasach owiec nad Szlachtową.



Z Małych Pienin wspaniale widać pasmo Radziejowej. W tle maszt telekomunikacyjny na Przehybie.



Pod Rabsztynem.



Stado na szlaku.



Z lewej Pieniny, z prawej Gorce. Widok spod Durbaszki. Stado nadal w kadrze. :)



Zjazd spod Wysokiej.



Bukowinki - górka wyciągowa nad Jaworkami.



Na koniec dnia postanowiłem sprowadzić rower wąwozem Homole. Pięknie tam.







Dystans:
38.87 km

4. Gorce: Rabka - Studzionki

Niedziela, 25 września 2016 · dodano: 07.10.2016 | Komentarze 2

(podjazdy: 1695 m)

(spis treści)    (mapa całej trasy)

Dziś pora zmienić pasmo. Kolej na Gorce, w których byłem ostatnio ponad 15 lat temu (z pewnością nie było jeszcze wtedy wieży widokowej na Gorcu). Rano mgła "choć oko wykol", ale to pewnie z gatunku tych wyściełających dolinę z piękną pogodą na szczytach. Dopijam kawę, mocuję sakwy i ruszam do boju, opuszczając rabczańskie luksusy. Rower pięknie szaro-biały od gliny, której postanawiam nie dotykać się aż do końca wyjazdu. Znaczy się odpuszczam mycie roweru, bo to ma słaby sens. Poza tym taki ufajdany wygląda bardziej pro. ;) Czyszczę jak co dzień tylko amortyzator i łańcuch, aplikując przy tym Brunox ze smarem. 
Z Rabki trzymając się czerwonego szlaku wyjeżdżam przez mgły jak z horroru na Maciejową. Im wyżej, tym ładniej, a przy schronisku to już niezłe prześwity. Natomiast odcinek z Obidowca do Turbacza (zwłaszcza Rozdziele) to już Mordor, jeśli wziąć pod uwagę konsystencję dróg i ścieżek. Deszcz i zwózka drewna potrafią tworzyć na szlaku niezwykle malownicze wzory z mokrej gliny, błota i wielkich kałuż wody. ;) Glina włazi wszędzie, a po wyschnięciu zaczyna powodować problemy... 
Na Rozdzielu właśnie zaczęły się sprzętowe problemy. Już nie mówię, że usztywnił się amortyzator i przestał wypinać z pedału prawy but, ale zaczęło podrywać do góry wózek przerzutki oraz zrzucać łańcuch między kasetę, a szprychy. Słowem - nie dało się jechać pod górę. Początkowo myślałem, że to wyrobione i ostre ząbki średniej tarczy na korbie wbijają się w ogniwa łańcucha (daje to podobny efekt), ale nie - przecież ta tarcza jest w miarę nowa. Potem podejrzewałem skrzywienie haka, ale szczegółowe oględziny nie potwierdziły tego.
I tak stałem sobie w tej glinie po kostki, zastanawiając się co dalej, skoro jechać się nie da. Zapchałem rower w suchsze miejsce i tam po chwili zastanowienia przypomniała mi się sytuacja z Roztocza, kiedy glina zablokowała napinające kółeczko wózka przerzutki (rozgrzewało się tak, że aż parzyło). Odciągnąłem łańcuch od kółeczka i okazało się, że trafiłem w punkt. Kółko zablokowała wyschnięta glina - psiknięcie tam Brunoxa załatwiło temat. Wot - PRZYGODA! :) Przy okazji przypomniało mi się, jak to mnie wówczas roztoczański kolega porzucił samotnego pośród lasów, zamiast zawrócić i wesprzeć ciepłym słowem (lub zimną puszką). ;)
No ale wróćmy. Po udrożnieniu kółka było lepiej, jednak napęd nadal nie działał idealnie. Po zajechaniu pod schronisko na Hali Turbacz zakupiłem w barze napój serwisowy i porządnie wyregulowałem przerzutkę + czyszczenie i smarowanie łańcucha. Problem został zażegnany. Uffff... nie chciałbym kończyć wyjazdu w połowie i dymać do Nowego Targu w poszukiwaniu serwisu. Podjechałem zadowolony na Turbacz (od wschodu zgodnie z zaleceniami  pidzeja), a że niewiele stamtąd widać, zjechałem zaraz z powrotem na halę. Pod schroniskiem i wewnątrz (przy okazji niedzieli) przebywało sporo ludzi, dlatego szybko się stamtąd zmyłem. 
Za Turbaczem jechało już się o wiele łatwiej - wygodne, ubite i w miarę suche drogi i single. Hala Długa, Kiczora (super widoki aż po Jezioro Czorsztyńskie!), potem piękne bukowe lasy do Bukowinki i popasik nad Przełęczą Knurowską. Nie spieszyłem się już zbytnio, bo na górze było arcyprzyjemnie, a nocleg zaplanowałem w Studzionkach  u Chrobaków. Było więc wylegiwanie się na trawie i podziwianie panoram, czyli to co lubię najbardziej. :)
Minęła godzina, a może dwie i w końcu dojechałem - nieco podmęczony - na Studzionki. Stoi tam sobie takie skrzyżowanie schroniska z agroturystyką, ale ogólnie obiekt bardzo przyjemny. Niestety piwa, ani baru tam nie mają, choć serwują śniadania i obiady jak kto chce. A dziś mamy niedzielę, więc dłuższy czas trwają rozważania miejscowych, gdzie by tu znaleźć czynny spożywczak. Pada na Szlembark. Mówią, że niedaleko 2-3 kilometry "tamtą ało drogą po prawej, potem kamienie, potem asfalt". Nie chce mi się wyciągać mapy, zrzucam bagaże i jadę. Jadę, jadę, szutrowo-kamienistą drogą przez las w dół, w końcu docieram do granicy lasu. A tam widoki na całą dolinę. Pięknie! Dalej jadę asfaltem, coraz szybciej i szybciej, 50-60 km/h... Jadę, jadę, jadę... zaczynam sobie zdawać sprawę, że do tego sklepu to praktycznie trzeba zjechać do podstawy Gorców.. A potem z zakupami znowu się wdrapać 300 metrów w pionie (fajnie to widać na wykresie poniżej). No kur.... bardzo śmieszne! Żebym wiedział, to bym odpuścił ten sklep. No ale... PRZYGODA! :) A przy okazji załapałem się na dodatkową porcję widoków tego dnia, których bym nie miał pozostając w schronisku. Kupuję na dole co tam mam do kupienia i wdrapuję się mozolnie do góry. Na asfalcie mam jeszcze siłę podjeżdżać, na kamieniach już wpycham rower na oparach sił. Towarzyszy mi całkiem ładny zachód słońca, przenikliwe zimne powietrze i dwójka miejscowych grzybiarzy.
Pod schroniskiem spotykam turystę, który podobnie jak ja wędruje (ale bez roweru) z Rabki przez Gorce i Beskid Sądecki do Krynicy. Gadamy przez niedługą chwilę (jak na dwóch samotników przystało) po czym rozchodzimy się do pokoi spać. A pokoje typowo schroniskowe - przypomniał mi się klimat małych tatrzańskich schronisk, zwłaszcza tych po stronie słowackiej - super. :)











Poranna kawka w Rabce na prywatnym balkonie. :) Na razie nie wygląda to za dobrze...



Sprzęt nieco uwalony po wczorajszym zjeździe do Rabki oraz mokry po deszczu. Ale prawdziwe beskidzkie błoto będzie dopiero dziś! :)



Wjeżdżam w Gorce. Mozolnie, samotnie, we mgle. Mistycznie jest. :) 



Rozdziele pod Turbaczem. Czasem się dawało omijać takie miejsca bokiem, a czasem nie.
W tym właśnie miejscu zaczęło mi podrywać wózek przerzutki do góry oraz zrzucać łańcuch poza kasetę. 



A to już Polana Turbacz.



Po schroniskiem. Stanowisko regulacji przerzutek. :)



Turbacz.



I widok z niego.



Powrót pod schronisko na zimne piwko.



Pod schroniskiem.



Hala Długa.



Kiczora.


Panorama z Kiczory <-- kliknij




Buczynki w rejonie Kiczory.



Niedaleko od Przełęczy Knurowskiej. Niedługo Studzionki i fajrant.



Bukowinka.



Chałupisko. Zjazd do schroniska Studzionki.



Studzionki i chata Chrobaków. Tam okazuje się, że nie ma baru, ani piwa (choć są serwowane śniadania). 



No to dzida 3 kilometry (ale aż 300 metrów w dół) nad Jezioro Czorsztyńskie do najbliższego sklepu. :)



I 300 metrów w górę powrotu do Studzionek. :))



Tylko moja, schroniskowa czwórka. 







Dystans:
67.13 km

3. Beskid Żywiecki: Korbielów - Rabka

Sobota, 24 września 2016 · dodano: 06.10.2016 | Komentarze 6

(podjazdy: 1320 m)

(spis treści)    (mapa całej trasy)

Dziś postanowiłem dla odmiany pojeździć trochę na rowerze. :)
Na drodze stanęła mi jednak Babia Góra, trzeba więc ją było jakoś objechać. ;)
Wyglądało na to, że od północy będzie to znowu (częściowo piesza) mozolna wspinaczka, a ja przecież jestem na urlopie. :) Wymyśliłem zatem, że skrócę sobie drogę przez Słowację i objadę to monstrum od południa. A co! :) Zresztą pogoda była tego dnia kiepska na widoki - pochmurno i mglisto.
A zatem.
Z Korbielowa (a w zasadzie z Krzyżowej) na dzień dobry ze 250 metrów podjazdu na przejście graniczne Glinne, następnie do Oravskiej Polhory i dalej zupełnie pustymi leśnymi drogami na wschód (niebieski szlak pieszy). Ale naprawdę pustymi! Nie spotkałem tam żywej duszy. Jak to na Słowacji - mijałem jakieś opuszczone tartaki i inne dziwne instalacje. Napotykałem też tablice informacyjne nt. leśnej przyrody oraz radosne informacje, że znajduję się w krainie niedźwiedzia. :) Pod samą Babią Górą znowu wjeżdżam (a pod koniec wchodzę) na granicę, poprowadzoną w tym miejscu opadającym dokładnie na południe ramieniem góry. A dalej to już jadę sobie różnymi wertepami w kierunku Rabki. Jest to zdaje się nadal mezoregion Beskidu Żywieckiego, może częściowo przechodzący w Podhale. Niekiedy trafiam na świeżo usypane szutrówki, ale dominują piesze szlaki, które ktoś kiedyś wytyczył, po czym o nich zapomniał. :) 
Późnym popołudniem docieram wreszcie na pagór nad Rabką (Zbójecką Górę bodajże). Widać stąd miasto. Wyciągam telefon, aby poszukać noclegu. Zazwyczaj przychodziło mi to z ogromną łatwością, jednakże tego dnia była sobota (z perspektywą pogodnej niedzieli), a co za tym idzie, całe miasto zarezerwowane. Pierwszy, drugi, trzeci telefon - brak miejsc, brak miejsc, brak miejsc. Czwarty, piąty -  nikt nie odbiera albo akurat robią remont. Szósty, siódmy, ósmy - brak, brak, brak. No kurrrr... Niby wiedziałem, że prędzej czy później coś znajdę, ale ileż można. Dziewiąty, dziesiąty - nikt nie odbiera lub brak miejsc. Wrrrr.... I wreszcie jedenasty telefon - tak, mamy ostatnią jedynkę, zapraszymy, 40 zł. Ufff.... ;) 
Ruszam więc zadowolony w dół i tuż za piewszym zakrętem - sru w glinę po obręcz... To by było na tyle czystego roweru. Mlask, mlask i już koła unieruchomione - wymagają dłubania patykiem. :)
Kiedy dojechałem do pensjonatu i zaniosłem graty do pokoju, zaczął padać deszcz. Lepiej być nie mogło! Jednakże co zmokłem w drodze do sklepu po prowiant, to moje. :)

P.S. Trochę dziwi ta cena, bo to wypasiony pensjonat jest (taki dla bogatych rodzinek podjeżdżających najnowszym Audi), a do tego jedynka z własną łazienką i balkonem powinna kosztować z 80 zł co najmniej... Ale nic się nie czepiam, absolutnie nie!!! :)
Ugliniony rower pozwolili wstawić na poziom -1, obok stołów do pingponga i takich tam. Komfortu na takich wyjazdach nie wymagam, ale skoro już się trafia to jest git. :)










Jak sama nazwa wskazuje.



A to już widok na Babią Górę z pagórów nad Zubrzycą.



Świeżutkie i nieco grząskie szuterki na południe od Jordanowa.



No, na bogato!



Bezdroża.



W trakcie zjazdu do Rabki załapałem się na odrobinę gliny. :)







Dystans:
35.09 km

2. Beskid Żywiecki: Węgierska Górka - Korbielów

Piątek, 23 września 2016 · dodano: 06.10.2016 | Komentarze 7

(podjazdy: 1395 m)

(spis treści)     (mapa całej trasy)

Dziś o poranku pogoda piękna - błękitne niebo i słońce. Tym razem kieruję się czerwonym szlakiem w kierunku Abramowa i Słowianki, by następnie odwiedzić schroniska na Rysiance i Miziowej. Jeszcze w Węgierskiej Górce spotykam trzech gości z Katowic na fulach, którzy po wypakowaniu z auta rowerów na lekko podjeżdżają na Pilsko. Mijamy się potem parę razy po drodze (tzn. oni mi odskakują, a ja ich doganiam) i gadamy przy okazji o rowerowo-beskidzkich sprawach. :) Czerwony szlak na Halę Pawlusią jest co prawda zamknięty przez leśników od czerwca do odwołania, ale nic się tam nie dzieje, więc trawersujemy nim zbocza Romanki (głównie pieszo), napotykając po drodze nawet takie atrakcje, jak łańcuchy. :) Sama Rysianka to bardzo sympatyczne schronisko z klimatem i świetnymi widokami. Leżę tam dłuższy czas gasząc pragnienie i pasąc oczy panoramą, po czym następuje świetny zjazd na Halę Rysiankę i dalej w kierunku Miziowej. Tamtejsze schronisko jest już nieco molochowate, ale spędzam tu także sporo czasu bo widoki równie fajne. Planowałem wejść na Pilsko, ale znacznie się zachmurzyło i nic nie byłoby stamtąd widać. Odpuszczam. Jako, że zbliża się wieczór zjeżdżam fajnymi ścieżkami wzdłuż wyciągu do Korbielowa na spanie. Trafiam tam na miłą i tanią agroturystykę (U Eli i Tomka), gdzie gospodarz wita mnie słowami: "to jak, podać panu wąż z ciepłą (!) wodą do przemycia roweru?" :)) Okazuje się, że jego syn często śmiga endurowym rowerem po słowackim bikeparku, zatem glina i błoto nie są mu obce. :) Korzystam więc z okazji i robię rumaka na bóstwo. Wszak jutro wybieram się zagranicę ;) a takim upaćkanym to po prostu nie wypada. I faktycznie - rower utrzymał się w stanie czystym aż do 18-tej dnia następnego, kiedy to zaliczyłem glinę nad Rabką. :)











Poranek nad Węgierską Górką.



Droga do Słowianki - odcinek suchy.



Droga do Słowianki - odcinek mocno wilgotny. ;) Sporo takich było. 



Ze zboczy Romanki.



Trawers Romanki - wariant gładki.



Trawers Romanki - wariant chropowaty. ;)



Pod Rysianką. Za chwilę będzie nawet wciąganie roweru "po łańcuchach"! ;)



Hala Pawlusia.



Obok schroniska Rysianka.



I zjazd na Halę Rysianka.



Hala Rysianka.



Pomiędzy (Trzy Kopce).



Hala Miziowa.



A teraz będzie 700 metrów w dół do Korbielowa. :))



Szybko poszło. :)

Panorama z Hali Miziowej






Dystans:
56.07 km

1. Beskid Śląski: Bielsko-Biała - Węgierska Górka

Czwartek, 22 września 2016 · dodano: 05.10.2016 | Komentarze 13


Spis treści:
Dzień 1: Beskid Śląski ( Bielsko-Biała - Węgierska Górka)
Dzień 2: Beskid Żywiecki ( Węgierska Górka - Korbielów)
Dzień 3: Beskid Żywiecki ( Korbielów - Rabka)
Dzień 4: Gorce ( Rabka - Studzionki)
Dzień 5: Gorce i Pieniny ( Studzionki - Jaworki)
Dzień 6: Beskid Sądecki ( Jaworki - Cyrla)
Dzień 7: Beskid Sądecki ( Cyrla - Wierchomla)
Dzień 8: Beskid Sądecki ( Wierchomla - Jaworki)
Dzień 9: Pieniny i Podhale ( Jaworki - Nowy Targ)


Fotorelacja alternatywna dla bikestats:
 kliknij tu


Trochę wstępu...

Co roku staram się wygospodarować parę dni na kilkudniową wycieczkę rowerową w terenie górskim. Zazwyczaj przełom sierpnia i września jest momentem krytycznym, kiedy to rowerowo-górska chcica zwana cyklozą przejmuje panowanie nad zdrowym rozsądkiem, odpowiedzialnością obywatelską i powagą sytuacji. ;)
Tym razem rozważałem Sudety albo Beskidy, gdyż południowo-wschodnie rejony kraju odwiedzałem ostatnio kilka razy z rzędu. Niestety końcówkę sierpnia oraz upalny początek września miałem spalony, będąc w tym czasie na miesięcznej kuracji antybiotykowej. Potem zaczęła się trochę psuć pogoda, a ja licząc na powrót upałów przekładałem swój urlop kilka razy - niepotrzebnie kierując się długoterminowymi prognozami, albowiem te jak wiadomo są do dupy. Na szczęście pomógł szef wypychając mnie z pracy nieomal siłą (wiadomo - trzeba zmniejszać rezerwę urlopową, poza tym ileż można przekładać?!). I była to ostatnia chwila, patrząc na to co się dzieje teraz za oknem (ulewy, wichury, śnieg w górach...) - za co jestem niezmiernie wdzięczny. :) 
Ignorując zatem (nadal nieciekawe) prognozy - we wtorek 20 września wypisałem wniosek urlopowy i kupiłem bilet na pociąg do Bielska-Białej (wreszcie można to zrobić przez internet także na rower). Środowe popołudnie spędziłem na w miarę komfortowej i niedrogiej podróży TLK, by wieczorem zameldować się w schronisku PTTK obok bielskiego dworca. Na zewnątrz była bardzo rześka i chłodna noc - podobno tego dnia znacznie się w tym rejonie ochłodziło, a także popadało...

A teraz przerwę na chwilę aby wrzucić garść statystyk oraz zanęcić relacje z kolejnych dni zbiorczą mapką. :)
Jechałem lub pchałem beskidzkimi szlakami całe 9 dni.
Trasa wiodła przez Beskid Śląski, Beskid Żywiecki, Gorce, Pieniny oraz Beskid Sądecki i wyszły z tego następujące zygzaki: [mapa całej trasy].
Uzbierało się nieco ponad 12.700 metrów podjazdów oraz 467 km solidnej wycieczki. Tym razem postawiłem przede wszystkim na górskie szlaki, poruszając się zazwyczaj po GSB (Główny Szlak Beskidzki - czerwony pieszy). 

Pogoda była... poprawna. :) Co najważniejsze - ani razu nie padało mi na głowę, chociaż kilka razy dowiadywałem się, że tu gdzie właśnie dojechałem "wczoraj był deszcz". Pierwsze dni upłynęły pod znakiem chłodnej i pochmurnej aury, ale każdy kolejny przynosił coraz więcej rozpogodzeń, czy wreszcie pod koniec pogodnego nieba i przyjemnego ciepła. Widoczność była dla oka niezła, niestety dla aparatu w telefonie odległe pasma były wyzwaniem ze względu na zamglony horyzont.

Sprzęt tradycyjnie trochę oberwał - pęknięta rama, zatarte kółko napinacza (wózka) tylnej przerzutki, zgubiona śruba z bloku prawego buta oraz po raz kolejny pęknięta wkładka usztywniająca w saddlebagu. Na zjazdach zeszły mi do zera 2 komplety klocków hamulcowych (v-brake), za to nie było ani jednej gumy! :)

Nocowałem w agroturystykach, bacówkach i schroniskach. Wszędzie totalne pustki - zazwyczaj w schronisku spały po 2-3 osoby. Super! :)


Dzień 1.  Beskid Śląski
(podjazdy: 2036 m)

Na początek poranna rundka w czapce i rękawiczkach po zmrożonym Bielsku. Głównie wzdłuż potoku Biała, od którego biła silna klimatyzacja. No i za chwilę rozpoczęło się pierwsze 700 metrów do góry - do schroniska PTTK Szyndzielnia. Na początku kręcenie korbą, potem pchanie, potem wciąganie (niebieski pieszy) - no ogólnie krew, pot i łzy - kto był z objuczonym rowerem w górach ten wie. :) Ale warto, naprawdę warto, bo te późniejsze widoki...
Na szczycie jest byle jak - zimno, mokro, wietrznie i nic nie widać. :))
Na szczęście można się ogrzać w schronisku, co czynię. Kwadrans potem jadę sobie pełnym kałuż czerwonym szlakiem odwiedzić jeszcze Klimczok i zjeżdżam opatulony szaleńczym tempem do Szczyrku na obiad. Na dole ciepło, słonecznie, smaczny schaboszczak z kapustą i piwkiem - w sumie można by tu już zostać. :) Ale nie... opętańcy muszą się męczyć dalej, więc po godzince przerwy znowu rozpoczynam mozolny podjazd - tym razem pod Skrzyczne. Tam nadal pochmurno, ale podstawa jest już wyżej i widać sporo Żywiecczyzny włącznie z Jeziorem Żywieckim. Przede mną rewelacyjny przejazd szczytowymi kopami, tj. przez Małe Skrzyczne, Malinowską Skałę, Magurkę Radziechowską i Magurkę. Widać było z mapy, że tam będzie przyjemnie i w terenie okazało się to prawdą. :) Po południu coraz częściej wyglądało zza chmur słońce, dlatego na Malinowskiej zrobiłem dłuższy popas, wylegując się na karimacie i oglądając panoramy. A potem była niespieszna jazda z rozdziawioną gębą po wspomnianych połoninkach, co sprawiło że na ostatniej kopie (Glinne) byłem praktycznie o zmroku i totalnie już "zrobiony". Na szczęście udało mi się odnaleźć ekspresową alternatywę ewakuacyjną dla czerwonego szlaku, tj. leśną szutrówę spod Magurki do samej wsi. Zjazd był oczywiście błyskawiczny, a na nocleg udałem się do sympatycznej agroturystyki (Dziedzic), położonej tuż obok potoku Żabniczanka.









Setup - jeszcze w domu. :)



Poranna rundka po Bielsku.



Droga z Szyndzielni na Klimczok.



Z podjazdu na Skrzyczne.



Kolejka gondolowa na Skrzyczne (w tle wieża telekomunikacyjna na szczycie).



Wygodna alejka tuż pod szczytem. ;)



A to już połoninki w stronę Malinowskiej Skały.



I to też.



Malinowska Skała. 



Malinowska Skała. 



Na Malinowskiej Skale. Przede mną widoczny Żywiec.



Droga na Magurkę Wiślańską.


Zjazd do Węgierskiej Górki.