Info

Ten blog rowerowy prowadzi Mariusz vel zarazek z podwarszawskich Marek/Nadmy.
Więcej o mnie. Bikestatsowa tablica.


baton rowerowy bikestats.pl
Poprzednie lata


2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
Mapa wycieczek po górach:





Wypady kilkudniowe

rok 2023
Piwniczna - Beskid Sądecki i Pieniny
(184 km)



Podlasie: Suwałki - Mikaszówka
(306 km)


rok 2022
Beskidy: Rzeszów - Sucha Beskidzka
(500 km)

Kampinos, Płock, Sierpc, Górzno
(375 km)

Górzno
(578 km)

Podlasie
(240 km)

Kurpie, Mazury, Suwalszczyzna
(450 km)


rok 2021
Beskid Sądecki, Góry Lubowelskie, Pieniny
(293 km)

Podkarpacie
(258 km)


rok 2020
Beskidy: Przemyśl - Piwniczna (354 km)

Podlasie: Supraśl - Krynki - Czeremcha
(240 km)

Bieszczady
(108 km)


rok 2019
Beskid Śląski, Żywiecki i Mały
(297 km)

Beskidy: Przemyśl - Piwniczna
(404 km)

Wybrzeże: Świnoujście - Hel
(470 km)


rok 2018
Beskidy: Jasło - Bielsko
(510 km)


rok 2017
Beskid Sądecki i Małe Pieniny
(168 km)

Beskid Śląski, Żywiecki, Sądecki oraz Gorce
(350 km)

Kaszuby i Bałtyk
(111 km)

Bieszczady i Beskid Niski
(190 km)


rok 2016
Beskidy
(467 km)

Górzno II
(238 km)

Górzno I
(308 km)

Roztocze Południowe
(197 km)


rok 2015
Karpaty
(585 km)

Kaszuby
(193 km)


rok 2014
Bieszczady i Beskid Niski
(420 km)

Górzno k/Brodnicy
(205 km)

Góry Świętokrzyskie
(77 km)

Suwalszczyzna
(158 km)


rok 2013
Roztocze Bis
(130 km)

Roztocze
(304 km)

Suwalszczyzna
(373 km)

Pogórze Strzyżowskie i Przemyskie
(240 km)

Jura
(180 km)


rok 2012
Kurpie, Mazury, Suwałki
(405 km)

Suwalszczyzna
(280 km)

Roztocze
(240 km)
Szastarka - Werchrata

Podlasie
(159 km)
Drohiczyn - Nurzec


rok 2011
Roztocze
(226 km)
Lublin - Józefów Rozt.


rok 2008
Polska Egzotyczna II
(444 km)
Terespol - Suwalszczyzna


rok 2007
Polska Egzotyczna I
(370 km)
Terespol - Roztocze



Wycieczki jednodniowe
Wycieczki jednodniowe
rok 2016
 
Na rowerze 113 km: Wyszków i Serock



rok 2015
 
Na rowerze 113 km: Kazimierski Park Krajobrazowy
Na rowerze 130 km: Liwiec i Siedlce
Na rowerze 101 km: Kampinos


rok 2014
 
Na rowerze 101 km: Wyszków - Brok - Małkinia
Na rowerze 86 km: Urle - Sadowne Węgrowskie
Na rowerze 78 km: Urle - Konwalicha - Kobyłka
 
rok 2013
 
Na rowerze 107 km: Puszcza Kamieniecka
Na rowerze 83 km: Mazowiecki Park Krajobrazowy
Na rowerze 120 km: Wyszków, Kamieńczyk, Urle
Na rowerze 92 km: Kuligów, Niegów, Kraszew
 
rok 2012

Na rowerze 105 km: Kurpie: wzdłuż Narwi i Pisy
Na rowerze 110 km: Bug: Arciechów - Wyszków
Na rowerze 77 km: Wioski pod Tłuszczem
Na rowerze 93 km: Topór w Puszczy Kamienieckiej
Na rowerze 52 km: Pogórze Wielickie
Na rowerze 43 km: Kraków - Tyniec
Na rowerze 40 km: Kręcący z burzami
Na rowerze 63 km: Nad Bug
Na rowerze 55 km: Wołomin - Kanał - Zalew
Na rowerze 50 km: Lasy Legionowskie i Białołęka
Na rowerze 110 km: Wyszków i Brok nad Bugiem
Na rowerze 69 km: Pod Goździówkę
Na rowerze 71 km: Wokół Radzymina
Na rowerze 55 km: Kuligów nad Bugiem
Na rowerze 22 km: Rowerem po jeziorku
Na piechotę 15 km: Kampinos
Na rowerze 39 km**: Heavy frost biking ;)
Na rowerze 94 km**: Styczeń Bike Attack ;)

rok 2011

Na rowerze 43 km: Peregrynacja lokalna #6
Na rowerze 71 km: Wzdłuż Osownicy
Na rowerze 65 km: Pulwy i Puszcza Biała
Na rowerze 70 km: Topór - Chrzęsne
Na rowerze 86 km: Cegłów - Nadma
Na rowerze 92 km: Mrozy - Łochów
Na rowerze 226 km: Z Lublina na Roztocze
Na rowerze 98 km: Kawa w Łochowie

OKOLICE KOSZALINA:
Na rowerze 42+35 km: Jamno i Arboretum
Na rowerze 82 km: Gotyckie kościoły

Na rowerze 82 km: Treblinka - Liwiec - Urle
Na rowerze 112 km: Z Ostrołęki do Tłuszcza
Na rowerze 64 km: Z Rząśnika na Pulwy
Na rowerze 72 km: Szewnica - Bug - Zegrze
Na biegówkach Koniec zimy 2010/2011

ROZTOCZE:
Na biegówkach 16 km: do Florianki (Roztocze)
Pieszo 35 km: do Górecka (Roztocze)
Na biegówkach 20 km: do Lipowca (Roztocze)

1726 km - TOTAL*
rok 2010

październik 2010: Jesienny Zalew Zegrzyński 48 km: Jesienny Zalew Zegrz.

OKOLICE KOSZALINA:
czerwiec 2010 24 km: Iwięcino
lipiec 2010 85 km: Wokół jeziora Jamno
czerwiec 2010 74 km: Wokół jeziora Bukowo
czerwiec/lipiec 2010 Mapka zbiorcza (Koszalin)

maj 2010: Lasy Miedzyńskie - Stara Wieś - Liw 118 km: Lasy Miedzyńskie
kwiecień 2010: Dzięciołek - Liwiec - Bug - Rządza 87 km: Puszcza Kamieniecka
styczeń 2010: Wydmy Nadmy Wydmy Nadmy
styczeń 2010: Baza rakiet na biegówkach Baza rakiet

703 km - TOTAL*
rok 2009

pazdziernik 2009: Autem dookoła Polski Dookoła Polski
wrzesień 2009: Topór - Czaplowizna - Kamieńczyk - Barchów 52 km: Czaplowizna
wrzesień 2009: Dalekie - Brańszczyk - Brok - Małkinia 70 km: Dalekie-Tartak
wrzesień 2009: Nieporęt - Kobiałka - Zielonka 45 km: Kobiałka
sierpień 2009: Zambski - Bartodzieje 47 km: Zambski
sierpień 2009: Małkinia - Łochów 67 km: Wilczogęby
sierpień 2009: Urle - Zalew 83 km: Z Urli nad Zalew
lipiec 2009: Wisła i Narew 67 km: Wisła i Narew
czerwiec 2009 58 km: Kamieńczyk
lipiec 2009 61 km: Urle n/Liwcem
czerwiec 2009 111 km: Siedlce
biegówki luty 2009 Śnieg po kostki
biegówki styczeń 2009 Na nartach po okolicy

948 km - TOTAL*
rok 2008

październik 2008 Pożegnanie jesieni
lipiec 2008 Okolice Nadmy II
czerwiec 2008 Okolice Nadmy
kwiecień/maj 2008 Nad Wkrę (108 km)
9 marca 2008 Wesoła Ponurzyca
17 lutego 2008 Podryg zimy nad Wisłą
3 lutego 2008 Sroga zima!
12/13 stycznia 2008 Styczeń Plecień (57 km)

1224 km - TOTAL
rok 2007
22 km - Spacer wyborczy
55 km - Tropem jesieni
31 km - Leśne przejażdżki
40 km - Puszcza Słupecka
57 km - Poligon w Zielonce
82 km - Łąki Radzymińskie
90 km - Wycieczka wałowa

1413 km - TOTAL
rok 2006
32 km - Sylwester w siodle
41 km - Na grzyby
133 km - Czersk
151 km - Treblinka
60 km - Warszawa
71 km - wokół Zalewu
80 km - Tłuszcz
45 km - Kampinoski PN
118 km - Nowe Miasto
31 km - Jez. Zegrzyńskie

1227 km - TOTAL


rok 2005
40 km - rezerwat "Łęgi"
101 km - Mińsk Maz.
58 km - Legionowo
91 km - Wyszków
55 km - Ossów
60 km - Warszawa
50 km - Kuligów
166 km - Wyszogród
88 km - Otwock
40 km - Kanał Żerański

749 km - TOTAL

rok 2004
150 km - Węgrów
101 km - Stanisławów
115 km - Modlin
90 km - Urle (Liwiec)
55 km - Załubice

511 km - TOTAL

* - wszystkie TOTALE dotyczą dystansu przejechanego na rowerze

** - dystans skumulowany kilku wycieczek
Archiwum wpisów na blogu
A przed Bikestatsem było tak...
Tatry, moja druga pasja...
Obserwowane blogi






stat4u
Wpisy archiwalne w kategorii

Bieszczady i Beskid Niski 2014

Dystans całkowity:423.47 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:70.58 km
Więcej statystyk
Dystans:
12.15 km

Grybów/Kraków/Warszawa

Niedziela, 7 września 2014 · dodano: 22.09.2014 | Komentarze 4

Wpis w zasadzie techniczny. Kilometry uzbierane trochę w Grybowie o poranku (dojazd do stacji), trochę w Krakowie w południe (przejażdżka po Plantach), trochę w Warszawie (między dworcami) i nieco pod domem. :)

Z Grybowa do Krakowa podróżowałem pustawym kibelkiem. Niby to ponad 3h, a upłynęło szybko. W Krakowie - jako, że to niedziela - wszystkie miejsca w pociągach zajęte. Pani w kasie już mi sprzedała bilet na zasadzie "jakoś może się pan tam upchnie na stojąco, a rower to tylko jak się kierownik zgodzi". Coś mnie jednak tknęło i poprosiłem ją, by jeszcze raz sprawdziła, czy aby na pewno w tym pociągu nie ma tych słynnych 3 haczyków na rowery. Po dłuższym czasie stukania gumką od ołówka w ekran pani stwierdziła, że "Oooo! Jednak mam dla pana miejsce siedzące i to przy oknie w wagonie bezprzedziałowym tuż obok haka na rower". :))) Okazuje się, że nawet jeśli w pociągu jest komplet (nadkomplet), to i tak rowerowe miejscówki są trzymane dla rowerzystów! I tak to udało mi się w miarę komfortowo (nie licząc braku klimatyzacji) powrócić do Warszawy. Aczkolwiek nie obeszło się bez negocjacji z izraelską rodzinką, która obstawiła haki swoimi bagażami (pociąg był naprawdę nabity po dekiel).

I refleksja na koniec: dwa dni po powrocie z Bieszczadów kosiłem sobie trawę przed domem. Po pewnym czasie zorientowałem się, że jestem wnikliwie obserwowany przez stojące za ogrodzeniem stado dzików (3 duże osobniki i ok. 4-5 młodych). Dzień później dzikom udało się nawet wejść na posesję. I po co tu szukać dzikiej przyrody po jakichś tam górach? ;))





Dystans:
75.21 km

Beskid Niski #5: Krempna - Grybów

Sobota, 6 września 2014 · dodano: 20.09.2014 | Komentarze 1

Wstaje kolejny dzień wspaniałej, słonecznej pogody. :) Jednakowoż stwierdzam o poranku, że moje wieczorne łatanie nie na wiele się zdało, bo w kole znowu flak. No cóż - trzeba zastosować dętkę zapasową. Przy okazji maksymalnie luzuję V-brejki, bo koło jest mocno pokrzywione. Prócz tego przerzutka tylna już prawie nie działa - potrzebne ze 3-4 wciśnięcia manetki, aby łańcuch wskoczył na wyższą koronkę (zatarte pyłem pancerze). Amortyzator już dawno zamienił się w sztywny widelec, co odczuwam na nadgarstkach (niestety brunoxa nie miałem, a w mijanych warsztatach samochodowych także nic na to nie mogli poradzić). Jednak jechać do przodu nadal się jakoś daje. :) Po śniadaniu sprawdzam jeszcze, czy aby na pewno mam na jutro rano pociągi powrotne z Krynicy i... dupa. Rzeczywiście niemal codziennie rano odjeżdżają z tego kurortu dwa pociągi, ale... nie dotyczy to niedzieli. :)) Trochę mnie wkurzył ten fakt, bo w Krynicy miałem ustawione spotkanie z jedną miłą panią. Nic to - zmiana planów i jadę do Grybowa.
Najpierw długaśny podjazd wzdłuż potoku Krempna w rejony wysiedlonej wsi Żydowskie. Przy okazji wjeżdżam w progi Magurskiego Parku Narodowego, wypadałoby więc trzymać się szlaku. ;) Za Żydowskim droga wprowadza na przełączkę. Pięknie z niej widać "zakazaną dolinkę", w której niegdyś dymiły kominy gospodarstw wsi Ciechania. Wjazd w to miejsce kusi, ale formalnie nie można. Tym razem się nie decyduję i jadę dalej do Ożennej. Poniżej szczytu "Nad Tysowym" spotykam innego bikepackera, przemierzającego park w przeciwnym kierunku. Okazuje się być jeszcze bardziej aspołeczną i mrukliwą istotą niż ja ;), ale wyciągam z niego, że zamierza wjechać właśnie do Ciechani. No to powodzenia! Zaobserwowani wcześniej parkowcy zjechali autem do Ożennej, więc może mu się uda. Ja natomiast wspinam się przez Grab do kolejnych wsi-widmo: Wyszowatki i Długiego. Po obu stronach drogi wiele krzyży i kapliczek. W Długim skręcam na południe w stronę Radocyny, wsi której pamiątki znajdują się przy samej granicy ze Słowacją. Dalej wzdłuż potoku Zdynianka do Koniecznej, z której doskonale widać byłe przejście graniczne na Przełęczy Beskidek. Teraz czeka mnie sporo asfaltu przez Zdynię, Smerekowiec, Kwiatoń do Uścic Gorlickich i Jeziora Klimkówka. W okolicach Uścic robi się trochę ruchliwie, dlatego uciekam czarnym pieszym szlakiem na wzniesienia zwane Flaszą i Tanią Górą, skąd roztaczają się wspaniałe widoki na wzgórza i miejscowości pod Grybowem. A może i na sam Grybów. Na Flaszy (a gdzieżby indziej) rozpijam pożegnalną puszkę Harnasia, napawając się dłuugo beskidzkimi widokami. Za moment czeka mnie zjazd do Grybowa, gdzie zakończę trasę. Na zachód od Flaszy wykwitują piękne chmurki konwekcyjne i zaczyna grzmieć. W widocznych dolinach unoszą się chmury dymu (górale chyba uwielbiają wypalać siano na łąkach). Wokół cisza i koncert tysięcy świerszczy w wysokiej trawie. Jest cudownie...
Po dłuższym czasie wylegiwania się niechętnie wsiadam na rower i próbuję pojechać do Grybowa na skróty, niebieskim szlakiem pieszym przez Wawrzkę. Okazuje się to niemożliwe, bo podmokły szlak zamieniony został przez quady w jakieś nieprzejezdne moczary. A mój rower jest już zrobiony w potoku "na bóstwo" pod kątem jutrzejszej całodziennej podróży pociągami. :)) Z przystankiem w Krakowie zresztą - a tam przecież muszę jakoś przyzwoicie wyglądać. ;) Trudno - decyduję się na objazd przez Ropę. Niby asfalt, niby będzie lajcik. Zaczyna mnie niepokoić, gdy prędkość na liczniku zbliża się do 70 km/h, a wysokość na GPS gwałtownie spada. Okazuje się, że z Ropy wypada mi teraz podjechać ostro pod zbocza góry Chełm (780 m). Szło strasznie mozolnie, bo już miałem trochę tego dnia dosyć. Wychodziły też podjazdy z poprzednich dni. W końcu jednak się udało, a na deser nastąpił świetny, widokowy zjazd do Grybowa. Wieczorem integracja z "tkanką miejską", trochę spacerowania i spać. Kolejnego dnia o 7:00 rano mam pociąg do Krakowa.


Mapa całej trasy (klik)

Zobacz wszystkie zdjęcia (klik)
(polecam tryb "Pokaz slajdów" lub "Pełny ekran")



Żydowskie.


Panorama w dolinę Ciechani.


Cmentarz z I wojny światowej (Długie).


Kapliczka w Zdyni.


Jesień w potoku Zdynianka


Jezioro Klimkówka





Dystans:
70.01 km

Beskid Niski #4: Komańcza - Krempna

Piątek, 5 września 2014 · dodano: 19.09.2014 | Komentarze 4

W Komańczy o wczesnym, wrześniowym poranku jest ledwie 5 stopni na plusie, ale to przez nieskalane choćby chmurką niebo. :) O 6:00 rano, dzwoniąc zębami i skrzypiąc łańcuchem jadę do spożywczaka po ciepłe bułeczki, serek ziołowy i pomidora. Po śniadaniu dosiadam rower i - w promieniach wnoszącego się słońca - kieruję się w stronę Dołżycy i na graniczne szczyty. Po 10 minutach jazdy spotykam, idące w przeciwnym kierunku, dwie sympatyczne i... ogólnie fajne ;) turystki, które wędrują sobie z Gorlic gdzieś tam w Bieszczady z dobytkiem na plecach. Dziewczyny wyrażają szczery żal, że nie dotarłem na noc do petetekowskiego gościńca "Pantałyk", bo spały same na obiekcie i było im bardzo zimno. ;)) Na pocieszenie sprzedaję im mało używaną, laminowaną, niebitą (choć nieco starą) mapę Bieszczadów (bo akurat z tej mapy wyjeżdżałem), po czym wspinam się zielonym szlakiem na Średni Garb (Stredný hrb). Stosunkowo szybko zsadza mnie z roweru... gliniasta leśna droga, ale tym razem mam dobry humor i postanawiam nie odpuszczać. Wpycham rower na szczyt, usuwam tam glinę (z której można by wypalić kilka cegieł) i jadę sobie dalej graniczną ścieżką po pięknych buczynkach. Jest bardzo cicho, zupełnie pusto, całkiem dziko i nieco tajemniczo. Ścieżka wiedzie granią, raz w górę, raz w dół, raz po twardym, raz po błocie - coś pięknego. :) Docieram w ten sposób na Kanasiówkę i Czerteż. Tam piwo triumfalne z okazji zdobycia paru wybitnych szczytów ;) i zjazd zjawiskową, długą i wyludnioną doliną przez tereny dawnych wsi Jasiel i Rudawka aż do Jaślisk. Po drodze wiele przydrożnych krzyży - pamiątka po wysiedlonych, dawnych mieszkańcach tych okolic. Krzyży jest naprawdę dużo - to taka cecha charakterystyczna Beskidu Niskiego. Niektóre są piękne, a wszystkie zniszczone zębem czasu i nienachalną dbałością o nie obecnych mieszkańców. Z Jaślisk znowu odbijam na południe, postanowiając po raz drugi dotrzeć na graniczne kopy. Jadę przez Lipowiec - wieś z bodaj jednym gospodarstwem, w którym zresztą można zanocować. Częściowo wjeżdżam, częściowo wpycham rower na Jałową Kiczerę i znowu rozpoczynam terenowy zjazd przez Zyndranową do Tylawy. Tam się zaczyna Beskid Dukielski. Z Tylawy do Olchowca wiedzie doskonała droga, w dodatku z górki. Niestety dalej było gorzej - rozbagnionym szlakiem przedarłem się (tak to właściwe słowo) do Olchowca. Na dzień później planowany był w tym miejscu rajd rowerowy z cyklu Cyklokarpaty.pl - współczuję serdecznie. :) Z Olchowca przez Polany udaję się do miejscowości Krempna na nocleg. Chciałem jeszcze gdzieś się bujnąć na lekko, ale po wniesieniu bagaży na kwaterkę stwierdziłem flaka w tylnym kole. W sumie idealny moment na stwierdzenie flaka. :) Łatam dętkę, potem spacerek po Krempnej, trochę lukania nad piwem na mapę w znajdującej się vis a vis kwatery spelunce o szumnej nazwie "Magurski Bar" i spać. :)

Mapa całej trasy (klik)

Zobacz wszystkie zdjęcia (klik)
(polecam tryb "Pokaz slajdów" lub "Pełny ekran")



Cerkiew prawosławn a w Komańczy (wybudowana niedawno w miejsce spalonej).


Lipowiec.


Kiczera zdobyta.


Okolice wysiedlone j wsi Smereczne. Dalej pojechałem do Olchowca przemierzając kolejne kryterium błotne.

Ciąg dalszy...





Dystans:
87.44 km

Bieszczady #3: Wetlina - Komańcza

Czwartek, 4 września 2014 · dodano: 19.09.2014 | Komentarze 9

Rano śniadanie i serwis roweru. Tzn. oblałem olejem to, co najbardziej przypomniało łańcuch. :)) Pogoda jak drut. Rozruch na asfalcie do Kalnicy i już rozpoczynam kolejną, terenową przygodę. :) Najpierw doliną wzdłuż Wetlinki do jednej z wielu na szlaku, wysiedlonej wsi Jaworzec oraz położonego obok schroniska o tej samej nazwie. Miejsce po wsi opatrzone tabliczkami - zwiedza się bardzo przyjemnie, ale i refleksyjnie. Nie chciało mi się stamtąd cofać do ciągnącej się doliną szutrówki, dlatego wybrałem przeprawę na skróty przez Wetlinkę i okalające ją krzaczory. Łażenie boso po kamieniach sporego, górskiego potoku z rowerem na plecach uważam od tamtej pory za wątpliwą przyjemność. :) Wydobywszy się z rzeki udałem się przez kolejne wysiedlone wsie ŁuhZawój w okolice rezerwatu "Sine Wiry", a potem do (tak, tak, wysiedlonej) Łopienki, gdzie znajduje się samotna (czynna) cerkiew. Sporo tam ludzi pielgrzymowało pieszo na zwiedzanie, zadowoliłem się więc tylko widokiem z zewnątrz i pojechałem przedzierać się "na skróty" do Tyskowej. Kiedy jednak zobaczyłem kolejną leśną drogę w stylu glina-po-pas, zarządziłem wycof. Po wczorajszych zabawach w błocie miałem chwilowo dość. :) Pojechałem więc sobie do Terki, a tam uwiodła mnie na pokuszenie kolejna górka - niejaka Kiczerka (620 m), czy raczej jej zbocza i prowadzący na nie, zielony szlak pieszy. Nie żałuję, bo widoczki z niej były cudne, a i zupełnym przypadkiem ;) znalazło się 1 piwo w plecaku. Niestety las znowu pokazał mi gest Kozakiewicza, ukazując zmasakrowaną drogę. Nadal nie byłem w klimacie do pchania i babrania się w glinie, więc zarządziłem zjazd po własnym śladzie do Terki (świetny zjazd!) i pojechałem na obiad do Wołkowyi. Tam spotkałem dwóch ukraińskich sakwiarzy, którzy od "dwie niedieli" kręcili się po Małopolsce i Podkarpaciu. Tu ich relacja. Pogadaliśmy sobie trochę o rowerach, podróżach no i o Ruskich. ;) W międzyczasie zjadłem filet z kurczaka o smaku filetu z dorsza i pojechałem dalej. Puściutkim asfaltem przez Wolę Górzańską w okolice Lipowca. Tam znowu obskoczyłem pobliskie wzgórza, aby napawać się widokami i piękną pogodą. A widoki naprawdę przednie - same góry i zero cywilizacji! Z Lipowca zjazd (tak coś ponad 60 km/h) do Baligrodu i już jadę kamienistym szutrem oraz totalnie zdewastowanym asfaltem obok kamieniołomów do wysiedlonej wsi Rabe, studenckiej bazy namiotowej oraz na przełęcz Żebrak (816 m) w masywie Chryszczatej i Wysokiego Działu. Oj dał mi ten Żebrak w kość (ogonową)! Pod samą przełęczą miałem już serdecznie dość i zsiadłem z roweru (okazało się, że przełęcz była tuż tuż). Za przełęczą zjazd do Mikowa - poezja, miód, maliny i jakieś straszne prędkości. :) Na dole zaś czekała przemiła dolinka rzeki Osławy z wijącą się dnem drogą i towarzyszącą jej linią kolejki wąskotorowej (chyba nieczynnej?). Trakt doprowadził do Duszatyna, jednak żeby nie było zbyt łatwo po drodze musiałem pokonać 4 tzw. brody. Jak to wygląda widać na zdjęciach. Za każdym razem szedłem pieszo z butami i skarpetami na kierownicy. Już kiedyś postanowiłem przejechać przez taki bród, i skończyło się to konkretnym przyglebieniem. Betonowe płyty na dnie potoku są ośligłe jak marynowane grzyby. ;) Droga doprowadziła mnie przez Prełuki do Komańczy, gdzie zaplanowałem sobie noc. Z noclegiem łatwo nie było, ale w końcu coś znalazłem. Ze zmęczenia nie dostrzegłem na mapie, że kilka km dalej jest schronisko/gościniec PTTK w Dołżycy. Nic to jednak, bo wieczorem dane mi było pointegrować się z "tkanką miejską" Komańczy - sympatycznej miejscowości ze skomplikowanymi realiami różnych wyznań (katolicy, prawosławni, grekokatolicy) i różnych pochodzeń (Polacy, Łemkowie). Przed snem poobgadywaliśmy jeszcze z gospodynią sąsiadów Łemków i padłem snem sprawiedliwego. Dodam na koniec, że - chyląc czoła przed ciekawą historią i pięknym położeniem wsi - w Komańczy woda w kranie śmierdzi siarką. :)

Mapa całej trasy (klik)

Zobacz wszystkie zdjęcia (klik)
(polecam tryb "Pokaz slajdów" lub "Pełny ekran")



Obok schroniska w Jaworcu. Fajnie tam :)


Do wysiedlonej wsi Jaworzec.


Widoczki z pagóra nad Terką.


Jezioro Solińskie.

Ciąg dalszy...





Dystans:
77.72 km

Bieszczady #2: Czarna - Wetlina

Środa, 3 września 2014 · dodano: 18.09.2014 | Komentarze 5

Tego dnia na przemian mżyło, kropiło i padało - z przewagą tego ostatniego. :) Bieszczady najwyraźniej nie miały ochoty na obcowanie ze mną. No i bez łachy. :) Stokówką wjechałem na Ostre (~700 m), skąd świetnym zjazdem pomknąłem do Polany, zaskakując tym pewnego lisa, idącego w przeciwnym kierunku. Dalej kolejną stokówką pod Rezerwat Hulskie i wjazd na Otryt. Z Otrytu kolejny wspaniały zjazd do Sękowca (choć przydały by się wycieraczki na okulary). Na zjeździe spotkałem pierwszych tego dnia, nielicznych turystów. Dalej była stokówka okalająca szczyt Dwernik-Kamień, Nasiczne i podjazd przepiękną doliną z dawną wsią Caryńskie do Przełęczy Caryńskiej. Po drodze wizytowałem ukryte w lesie, klimatyczne cerkwisko. Na przełęczy czekało schronisko studenckie Koliba. Schronisko nie ugościło strudzonego, zziębniętego i przemoczonego wędrowca, albowiem Jego Xcelencja Rektor Politechniki Warszawskiej zabronił tam sprzedaży piwa, a zupa... własnie się skończyła. W dodatku długo szukałem żółtego szlaku w dół, brodząc w glinie i błocie. Gdy się wreszcie udało, w intensywnym (dla odmiany) deszczu zjeżdżałem, schodziłem, ześlisgiwałem się, brodziłem w glinie aż do Bereżek, skąd już asfaltem udałem się na obiad do Ustrzyk. Obiad solidny w Zajeździe Pod Caryńską od razu poprawił humor. Trochę tam dziwnie na mnie patrzyli, ale niestety - glina ma swoje prawa. :) Z Ustrzyk w pierwszych nieśmiałych przejaśnieniach przez Przełęcz Wyżniańską i Wyżnią pojechałem do Wetliny na nocleg. Wieczorem rozpogodziło się i napłynęło podejrzanie ciepłe powietrze.

Mapa całej trasy (klik)

Zobacz wszystkie zdjęcia (klik)
(polecam tryb "Pokaz slajdów" lub "Pełny ekran")



Podjazd w Pasmo Otrytu. Retorty do wypalania węgla drzewnego.


Zjazd do Sękowca obok rezerwatu Hulskie.


Przełęcz Wyżnia za Brzegami Górnymi.

Ciąg dalszy... 





Dystans:
100.94 km

Bieszczady #1: Przemyśl - Czarna

Wtorek, 2 września 2014 · dodano: 17.09.2014 | Komentarze 4

Spis treści:
Bieszczady #1: Przemyśl - Czarna
Bieszczady #2: Czarna - Wetlina
Bieszczady #3: Wetlina - Komańcza
Beskid Niski #4: Komańcza - Krempna
Beskid Niski #5: Krempna - Grybów



Roku pańskiego 2014-go postanowiłem spełnić jedno ze swoich rowerowych marzeń i pojeździć w miarę możliwości na lekko i terenowo po Bieszczadach i Beskidzie Niskim. O dziwo udało się, choć tradycyjnie wiele przeszkód już zaczynało się czaić wokół sprawy (kłopoty z urlopem w pracy, choroba dziecka, załamanie pogody, start przedszkola). ;) Obawiałem się też o swoje możliwości, bo z górskimi podjazdami zbyt wiele do czynienia nie miewam. Ale i tu niespodzianka - jeździło się bardzo dobrze (może to dodatkowe siły wynikające z entuzjazmu?), a pierwszego dnia wykręciłem nawet (drugą w tym roku) stówę! W zasadzie tylko jedna przełęcz zsadziła mnie z roweru, mianowicie niejaki Żebrak na końcówce. :)

Jechałem pełne 5 dni i zrobiłem około 420 km. Finisz miał być w Krynicy, ale ze względu na brak pociągów powrotnych stamtąd w niedzielę, skończyłem ostatecznie w Grybowie. Niemniej te okolice okazały się równie atrakcyjne! Niestety dodatkowe 2 dni (prócz tych 5-ciu) musiałem zmarnować na dojazd do Przemyśla i powrót z Grybowa (przez noc nic nie jeździ, zresztą tam w ogóle mało co jeździ). Także wyczeprałem współczynnik "tolerancji rodzinnej" już chyba na cały przyszły rok. ;)

Było super! Ale co się nawalczyłem w glinie i błocie oraz co się naskrobałem z tego syfu roweru (lub namyłem w potokach), to tylko ja wiem. :) Odnosiłem wrażenie, że w całych Bieszczadach i Beskidzie trwa jedna wielka akcja ściągania ściętych drzew zamokniętymi szlakami. ;) Sprzęt oberwał jak należy: koło tylne mocno scentrowane z obręczą do wymiany, pancerze hamulcowe i przerzutkowe pozapychane glinnym pyłem, amortyzator do serwisu. :) Drogi zryte w półmetrowe koleiny, na długich odcinkach totalnie rozglinione i rozbłocone. Żeby to chociaż było porządne mazowieckie błoto ;), ale pchanie roweru po jego bieszczadzkiej, rozglinionej wersji (zwłaszcza z hamulcami V-brake) to istna katorga. Wielkie buły glinianej paciai zbierają się przy hamulcach, amortyzatorze, przerzutkach i łańcuchu. Po pierwszych “batach” :) przez jakiś czas wycofywałem się z takich szlaków, ale potem uznałem, że jednak warto się pomęczyć, by dotrzeć na grań lub na szczyt z fajnym widoczkiem, zwłaszcza gdy alternatywą był asfaltowy objazd. :) Rozpinałem więc metodycznie hamulce i taplałem się w swoich filigranowych butach SPD, marząc o porządnych górskich buciorach (które jednakowoż zostawiłem w domu). :)

W nagrodę otrzymywałem bezludne połoninki, widoki ze wzgórz i zboczy, single po granicznych szczytach albo szuterki w bieszczadzkich lasach, czy opuszczonych dolinach Beskidu Niskiego. Były przydrożne krzyże, cerkwiska, wysiedlowe wsie, rozmowy z ciekawymi ludźmi, z przesiedleńcami z dawnych polskich kresów, a nawet z Łemkami (Komańcza). Była ogromna locha z małymi wystraszona moją obecnością, były lisy, czarne wiewóry, mnóstwo dorodnych jeleni, żmije, salamandry, czaple - i tylko niedźwiedzia zbrakło. Na drogach i szlakach pustki - godzinami nie widziało się ludzi... :)

W Bieszczadach często przemieszczałem się stokówkami, czyli szutrówkami wzdłuż zboczy, budowanymi przez leśników dla ułatwienia zwożenia drewna. Taka szutrówka, potrafi się czasem zamienić w leśny asfalt. Niekiedy posiłkowałem się szlakiem pieszym lub też drogami dużej pętli bieszczadzkiej. W Beskidzie Niskim podjeżdżałem długimi, pustymi dolinami (ze śladami dawnych wsi) pod polsko-słowacką granicę i na samą grań wpychałem rower - oczywiście po glinie. Potem porośniętymi prastarą buczynką kopami przemieszczałem się do kolejnych dolin, gdzie następowały zajebiste zjazdy. :)

Odelżyłem bagaż maksymalnie, jak mogłem. Z rzeczy biwakowych woziłem tylko śpiwór, nocując na agoturystykach (przydaje się, gdy gospodarz marudzi, że nie opłaca mu się wynajmować na 1 noc).

Pogoda z dnia na dzień była coraz lepsza. Niestety Bieszczady przejechałem we mgle i w deszczu i na pewno ominęło mnie sporo fajnych widoków.

No i był to bodaj pierwszy przygraniczny wypad bez pogawędki ze Strażą Graniczną. :)

Mapa całej trasy (klik)


Dzień 1. Przemyśl - Czarna Górna

Dzień wcześniej pozałatwiałem jeszcze z rana różne sprawy związane z odpaleniem sezonu przedszkolnego i zapakowałem się o 11:00 w pustawy TLK Solina do Przemyśla. Miejsc na rowery oczywiście nie przewidziano, wiec przydrutowałem rumaka do drzwi ostatniego wagonu (który w Lublinie stał się zresztą pierwszym). Było wygodnie, z wciągającą książką w smarfonie, prawie relaks. Zupełnie jak nie PKP. :) Na stacji w Przemyślu konduktor zagadnął celnie: “To co, w Bieszczady teraz?” :) Nocleg miałem w schronisku PTSM, ale jeszcze przed snem poszwędałem się po Przemyślu celem integracji z “tkanką miejską” przy kufelku tego i owego. :)

Następnego dnia rano krótka rundka po starówce w Przemyślu, a potem całkiem stromy wjazd pod zamek i dalej równie stromo zamkowym parkiem (fajny, rozległy, zadbane alejki!). Choć nie padało, a czasem nawet prześwitywało słońce, to w powietrzu unosiła się mgiełka, ukrywając dalekie pasma.
Pożegnalny rzut oka na Przemyśl i już wjeżdżam do lasów Parku Krajobrazowego Pogórza Przemyskiego, a konkretnie czerwonym szlakiem pieszym na Połoninki Robotyckie. Stamtąd leśną stokówką podjazd na Dział (Pasmo Działu 550 m) i zjazd do puściutkiego asfaltu prowadzącego do Arłamowa. Mimo namów napotkanych turystów, po raz kolejny nie chciało mi się tam zjeżdżać. Droga na pn-zach. od Arłamowa zamknięta dla ruchu i w remoncie. Ale nie dla rowerów. ;) Kawałek dalej wbijam się na kolejną stokówkę z niebieskim szlakiem pieszym (przecinającą pasmo Braniowa), a dalej już obwodnicą do Ustrzyk Dolnych w celach obiadowych (dobre jedzenie i oszroniony kufel z pysznym Ciechanem). Z Ustrzyk już na podmęczeniu dojeżdżam asfaltem do Czarnej Gónej, gdzie postanawiam zanocować. Wieczorem wybieram się jeszcze odwiedzić “na lekko” dwie przygraniczne drewniane cerkwie - w Michniowcu i Bystrej. Zmrok zapadający na cmentarzu nadał mu niezwykłego uroku, dlatego posiedziałem tam dłużej. Powrót już po ciemku. Z gospodarzami nagadałem się o lokalnych realiach oraz o historii (banderowcy, przesiedlenia). A rano dostałem w prezencie słoiczek miodu z własnej pasieki oraz pyszne śniadanko. 

Zobacz wszystkie zdjęcia (klik)
(polecam tryb "Pokaz slajdów" lub "Pełny ekran")



Szwejk w Przemyślu


Okolice Michniowca pod ukraińską granica.

Ciąg dalszy...