Info

Ten blog rowerowy prowadzi Mariusz vel zarazek z podwarszawskich Marek/Nadmy.
Więcej o mnie. Bikestatsowa tablica.


baton rowerowy bikestats.pl
Poprzednie lata


2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
Mapa wycieczek po górach:





Wypady kilkudniowe

rok 2023
Piwniczna - Beskid Sądecki i Pieniny
(184 km)



Podlasie: Suwałki - Mikaszówka
(306 km)


rok 2022
Beskidy: Rzeszów - Sucha Beskidzka
(500 km)

Kampinos, Płock, Sierpc, Górzno
(375 km)

Górzno
(578 km)

Podlasie
(240 km)

Kurpie, Mazury, Suwalszczyzna
(450 km)


rok 2021
Beskid Sądecki, Góry Lubowelskie, Pieniny
(293 km)

Podkarpacie
(258 km)


rok 2020
Beskidy: Przemyśl - Piwniczna (354 km)

Podlasie: Supraśl - Krynki - Czeremcha
(240 km)

Bieszczady
(108 km)


rok 2019
Beskid Śląski, Żywiecki i Mały
(297 km)

Beskidy: Przemyśl - Piwniczna
(404 km)

Wybrzeże: Świnoujście - Hel
(470 km)


rok 2018
Beskidy: Jasło - Bielsko
(510 km)


rok 2017
Beskid Sądecki i Małe Pieniny
(168 km)

Beskid Śląski, Żywiecki, Sądecki oraz Gorce
(350 km)

Kaszuby i Bałtyk
(111 km)

Bieszczady i Beskid Niski
(190 km)


rok 2016
Beskidy
(467 km)

Górzno II
(238 km)

Górzno I
(308 km)

Roztocze Południowe
(197 km)


rok 2015
Karpaty
(585 km)

Kaszuby
(193 km)


rok 2014
Bieszczady i Beskid Niski
(420 km)

Górzno k/Brodnicy
(205 km)

Góry Świętokrzyskie
(77 km)

Suwalszczyzna
(158 km)


rok 2013
Roztocze Bis
(130 km)

Roztocze
(304 km)

Suwalszczyzna
(373 km)

Pogórze Strzyżowskie i Przemyskie
(240 km)

Jura
(180 km)


rok 2012
Kurpie, Mazury, Suwałki
(405 km)

Suwalszczyzna
(280 km)

Roztocze
(240 km)
Szastarka - Werchrata

Podlasie
(159 km)
Drohiczyn - Nurzec


rok 2011
Roztocze
(226 km)
Lublin - Józefów Rozt.


rok 2008
Polska Egzotyczna II
(444 km)
Terespol - Suwalszczyzna


rok 2007
Polska Egzotyczna I
(370 km)
Terespol - Roztocze



Wycieczki jednodniowe
Wycieczki jednodniowe
rok 2016
 
Na rowerze 113 km: Wyszków i Serock



rok 2015
 
Na rowerze 113 km: Kazimierski Park Krajobrazowy
Na rowerze 130 km: Liwiec i Siedlce
Na rowerze 101 km: Kampinos


rok 2014
 
Na rowerze 101 km: Wyszków - Brok - Małkinia
Na rowerze 86 km: Urle - Sadowne Węgrowskie
Na rowerze 78 km: Urle - Konwalicha - Kobyłka
 
rok 2013
 
Na rowerze 107 km: Puszcza Kamieniecka
Na rowerze 83 km: Mazowiecki Park Krajobrazowy
Na rowerze 120 km: Wyszków, Kamieńczyk, Urle
Na rowerze 92 km: Kuligów, Niegów, Kraszew
 
rok 2012

Na rowerze 105 km: Kurpie: wzdłuż Narwi i Pisy
Na rowerze 110 km: Bug: Arciechów - Wyszków
Na rowerze 77 km: Wioski pod Tłuszczem
Na rowerze 93 km: Topór w Puszczy Kamienieckiej
Na rowerze 52 km: Pogórze Wielickie
Na rowerze 43 km: Kraków - Tyniec
Na rowerze 40 km: Kręcący z burzami
Na rowerze 63 km: Nad Bug
Na rowerze 55 km: Wołomin - Kanał - Zalew
Na rowerze 50 km: Lasy Legionowskie i Białołęka
Na rowerze 110 km: Wyszków i Brok nad Bugiem
Na rowerze 69 km: Pod Goździówkę
Na rowerze 71 km: Wokół Radzymina
Na rowerze 55 km: Kuligów nad Bugiem
Na rowerze 22 km: Rowerem po jeziorku
Na piechotę 15 km: Kampinos
Na rowerze 39 km**: Heavy frost biking ;)
Na rowerze 94 km**: Styczeń Bike Attack ;)

rok 2011

Na rowerze 43 km: Peregrynacja lokalna #6
Na rowerze 71 km: Wzdłuż Osownicy
Na rowerze 65 km: Pulwy i Puszcza Biała
Na rowerze 70 km: Topór - Chrzęsne
Na rowerze 86 km: Cegłów - Nadma
Na rowerze 92 km: Mrozy - Łochów
Na rowerze 226 km: Z Lublina na Roztocze
Na rowerze 98 km: Kawa w Łochowie

OKOLICE KOSZALINA:
Na rowerze 42+35 km: Jamno i Arboretum
Na rowerze 82 km: Gotyckie kościoły

Na rowerze 82 km: Treblinka - Liwiec - Urle
Na rowerze 112 km: Z Ostrołęki do Tłuszcza
Na rowerze 64 km: Z Rząśnika na Pulwy
Na rowerze 72 km: Szewnica - Bug - Zegrze
Na biegówkach Koniec zimy 2010/2011

ROZTOCZE:
Na biegówkach 16 km: do Florianki (Roztocze)
Pieszo 35 km: do Górecka (Roztocze)
Na biegówkach 20 km: do Lipowca (Roztocze)

1726 km - TOTAL*
rok 2010

październik 2010: Jesienny Zalew Zegrzyński 48 km: Jesienny Zalew Zegrz.

OKOLICE KOSZALINA:
czerwiec 2010 24 km: Iwięcino
lipiec 2010 85 km: Wokół jeziora Jamno
czerwiec 2010 74 km: Wokół jeziora Bukowo
czerwiec/lipiec 2010 Mapka zbiorcza (Koszalin)

maj 2010: Lasy Miedzyńskie - Stara Wieś - Liw 118 km: Lasy Miedzyńskie
kwiecień 2010: Dzięciołek - Liwiec - Bug - Rządza 87 km: Puszcza Kamieniecka
styczeń 2010: Wydmy Nadmy Wydmy Nadmy
styczeń 2010: Baza rakiet na biegówkach Baza rakiet

703 km - TOTAL*
rok 2009

pazdziernik 2009: Autem dookoła Polski Dookoła Polski
wrzesień 2009: Topór - Czaplowizna - Kamieńczyk - Barchów 52 km: Czaplowizna
wrzesień 2009: Dalekie - Brańszczyk - Brok - Małkinia 70 km: Dalekie-Tartak
wrzesień 2009: Nieporęt - Kobiałka - Zielonka 45 km: Kobiałka
sierpień 2009: Zambski - Bartodzieje 47 km: Zambski
sierpień 2009: Małkinia - Łochów 67 km: Wilczogęby
sierpień 2009: Urle - Zalew 83 km: Z Urli nad Zalew
lipiec 2009: Wisła i Narew 67 km: Wisła i Narew
czerwiec 2009 58 km: Kamieńczyk
lipiec 2009 61 km: Urle n/Liwcem
czerwiec 2009 111 km: Siedlce
biegówki luty 2009 Śnieg po kostki
biegówki styczeń 2009 Na nartach po okolicy

948 km - TOTAL*
rok 2008

październik 2008 Pożegnanie jesieni
lipiec 2008 Okolice Nadmy II
czerwiec 2008 Okolice Nadmy
kwiecień/maj 2008 Nad Wkrę (108 km)
9 marca 2008 Wesoła Ponurzyca
17 lutego 2008 Podryg zimy nad Wisłą
3 lutego 2008 Sroga zima!
12/13 stycznia 2008 Styczeń Plecień (57 km)

1224 km - TOTAL
rok 2007
22 km - Spacer wyborczy
55 km - Tropem jesieni
31 km - Leśne przejażdżki
40 km - Puszcza Słupecka
57 km - Poligon w Zielonce
82 km - Łąki Radzymińskie
90 km - Wycieczka wałowa

1413 km - TOTAL
rok 2006
32 km - Sylwester w siodle
41 km - Na grzyby
133 km - Czersk
151 km - Treblinka
60 km - Warszawa
71 km - wokół Zalewu
80 km - Tłuszcz
45 km - Kampinoski PN
118 km - Nowe Miasto
31 km - Jez. Zegrzyńskie

1227 km - TOTAL


rok 2005
40 km - rezerwat "Łęgi"
101 km - Mińsk Maz.
58 km - Legionowo
91 km - Wyszków
55 km - Ossów
60 km - Warszawa
50 km - Kuligów
166 km - Wyszogród
88 km - Otwock
40 km - Kanał Żerański

749 km - TOTAL

rok 2004
150 km - Węgrów
101 km - Stanisławów
115 km - Modlin
90 km - Urle (Liwiec)
55 km - Załubice

511 km - TOTAL

* - wszystkie TOTALE dotyczą dystansu przejechanego na rowerze

** - dystans skumulowany kilku wycieczek
Archiwum wpisów na blogu
A przed Bikestatsem było tak...
Tatry, moja druga pasja...
Obserwowane blogi






stat4u
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2017

Dystans całkowity:278.86 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:39.84 km
Więcej statystyk
Dystans:
33.65 km

Cyrla - Hala Łabowska - Parchowatka

Czwartek, 19 października 2017 · dodano: 30.10.2017 | Komentarze 2

We czwartek miała miejsce ostatnia wycieczka - nadal w cudownych okolicznościach pogodowych. Postanowiłem tym razem odwiedzić chatę górską Cyrla, a także przetestować zjazd z Hali Łabowskiej do Łomnicy szlakiem żółtym (rok temu schodziłem stamtąd z jedreksem szlakiem niebieskim). 
Ale po kolei. Najpierw podjechałem do spożywczaka w Piwnicznej obok stacji, aby wykłócić się o 4 zł wyłudzone ode mnie dnia poprzedniego. Misja zakończona sukcesem. :) Ze stacji znów jadę prawą stroną Popradu do wsi Głębokie, a potem - nieuczęszczaną turystycznie leśną drogą wspinam się na zbocza Makowicy, na których rozsiadło się schronisko. Po drodze mijam mineralne źródło św. Kingi, a wyżej źródło Antoniego, które "leczy kaca u każdego". Ja kaca nie mam, ale popijam trochę wody na zaś. ;) Warto wspomnieć, że potok Głęboczanka pięknie się wije w wyrzeźbionych przez siebie wąwozach, pokrytych miedzianymi liśćmi rosnącej tu buczyny. W Cyrli zamawiam znaną już mi jajecznicę podawaną na patelni i delektuję się słońcem, które opala twarz niczym w środku lata. 
Następnie przez Halę Pisaną dojeżdżam do schroniska na Hali Łabowskiej. Odcinek dobrze mi znany, ale zawsze przyjemny do jazdy. W ubiegłym roku w listopadzie pokonywaliśmy go pieszo w dosyć trudnych warunkach (zmrożony śnieg i sporo błota). Teraz też jest błotniście, ale takie błoto to sama przyjemność. :)
Tym razem w schronisku na Łabowskiej rezyduje jakaś szkolna wycieczka, okupując wnętrze, ławki na zewnątrz, miejsce ogniskowe, a nawet okoliczny las. Takie wycieczki to zmora jesiennych wędrówek, ale co zrobić, nie ma rady. Zatrzymuję się tylko na zdjęcie i rozpoczynam zjazd żółtym szlakiem do Łomnicy. Jedzie się gładko i przyjemnie, jest flow. ;) Po drodze robię popas na (jednym z dwóch) punkcie widokowym tego szlaku - tzw. Łaziskach. Jest to piękne miejsce: polana skąpana w słońcu, z klimatycznymi szałasami w dole oraz widokiem na jesiennie pokolorowane zbocza, ale także na odległe pasmo Radziejowej. Jakże tu inaczej, niż na rozwrzeszczanej Łabowskiej... :) Zalegam na łące dobrą godzinę, po czym kontynuuję zjazd. Trawersuję od południa Parchowatkę (1004 m) i po jakimś czasie wyłaniam się z lasu na kolejnym, przepięknym punkcie widokowym. Otwiera się panorama od pasma Radziejowej po Eliaszówkę i słowackie szczyty. Już wiele razy pokonywałem upłazik między wsiami Wierchomla i Łomnica, ale nigdy wcześniej nie chciało mi się tu wjeżdżać... Długo napawam się widokami, bo to już ostatnie chwile obcowania z górami. Na deser zjeżdżam jeszcze do Łomnicy i znowu wspinam się na zbocza szczytu Granica, z którego ładnie widać siodło pod Kicarzem i Piwniczną. Doczekuję tam zachodu słońca i ewakuuję się do noclegowni, aby z jej balkonu poprzyglądać się jeszcze zapadającej w sen Piwnicznej. Przy okazji dowiaduję się, że oświetlony punkt wysoko na horyzoncie to wcale nie Obidza, ale drewniana rezydencja producenta lodów, wspomniaja tu już kilka relacji wcześniej.


Galeria zdjęć: 
https://photos.app.goo.gl/wfKYgXcnGKEBAgS73

P.S. Dla topografów: po kliknięciu w dane zdjęcie oraz w ikonkę  pojawi się jego opis. 


Mapka zbiorcza wszystkich wycieczek:









Dystans:
38.23 km

Rytro - Przehyba - Radziejowa

Środa, 18 października 2017 · dodano: 27.10.2017 | Komentarze 0

Trzeciego dnia o poranku, pośród rozpierzchających się wyjątkowo szybko mgieł, jadę przyjemnie w dół z Piwnicznej do Rytra. Oczywiście prawym brzegiem Popradu, z dala od DK87. Rześkie powietrze, błękitne niebo, słońce na miedziano-żółtych zboczach... jest idealnie! Za znakami zielonego szlaku pieszego wjeżdżam w zalesioną dolinę potoku Wielka Roztoka (związaną z powieścią Kownackiej o Rogasiu), gdzie również poprowadzona jest ścieżka dydaktyczna. Piękne te lasy, zadbane, nieprzeorane zrywką - wyraźnie mają się podobać szkolnym wycieczkom. :) Wkrótce szlak wspina się mocno po zboczach Wietrznych Dziur prowadząc do schroniska PTTK Przehyba. W tym dniu jest tam nawet przyjemnie i bardzo pusto. Na tarasie schroniska dosiada się inny rowerowy wędrowca i wymieniamy się informacjami o szlakach. 
Z Przehyby jadę na Radziejową, gdzie przez pożyczoną lornetkę podziwiam panoramy. Na wieży raczę się piwkiem, a starsi panowie dwaj wznoszą toasty z jakichś mocniejszych napitków. Potem jeszcze podjazd na Wielki Rogacz i już czeka mnie wspaniały i widokowy zjazd przez Trześniowy Groń do Piwnicznej. Po drodze przysiadam jeszcze przy kapliczce na Wyżnej Polanie. Dwa tygodnie temu strasznie tu wiało, a dziś... ciepło, bezwietrznie, jesiennie - słowem: poezja. :) Leżę tam sobie dobrą godzinę, jednakże starsi panowie dwaj, którzy wyruszyli z Radziejowej przede mną, nie pojawiają się w tym czasie. Widocznie jeszcze parę toastów było po drodze... ;) W Piwnicznej obmywam trochę rower w Popradzie, gdzie "łapie mnie" zachód słońca. :)

Galeria zdjęć: 
https://photos.app.goo.gl/7SqeYaAwjvtFflX03

P.S. Dla topografów: po kliknięciu w dane zdjęcie oraz w ikonkę  pojawi się jego opis. 







Dystans:
52.66 km

Eliaszówka - Wysoki Wierch - Obidza

Wtorek, 17 października 2017 · dodano: 26.10.2017 | Komentarze 4

Na kolejny dzień zaplanowałem długą wycieczkę polsko-słowacką granicą z Piwnicznej, przez Eliaszówkę, Przełęcz Gromadzką, Rozdzielę i Wysoką na Wysoki Wierch. Czyli w skrócie cel: Małe Pieniny. Już parę razy tu pisałem, że to świetne i widokowe miejsce na rower dzięki bezleśnym stokom i przełęczom (pasterstwo). 
Najpierw - jak to często jesienią bywa - trzeba się wydostać ze stumetrowej grubości mgły, która wytworzona przez rzekę Poprad spowija dolinę. Udaje się to na wysokości kaplicy w Piwowarach, klimatycznego przysiółka z piękną panoramą. Aczkolwiek zakłócił ją ostatnio właściciel jednej znanej wytwórni lodów, który wystawił tam wielkie,  drewniane siedlisko. Sam nie wiem, czy to jest ładne, czy już na granicy dobrego smaku. 
Im bliżej Eliaszówki, tym bardziej zadziwiają mnie drewniane schody zamontowane w niektórych miejscach na szlaku. Z punktu widzenia roweru trochę przeszkadzają, ale może niektórym ułatwiają wyjście na szczyt. Tylko po co? Żeby pooglądać sobie rosnące tam gęsto drzewa? Prawda wychodzi wkrótce na jaw. Okazuje się, że odkąd ostatnio byłem na Eliaszówce, rąbneli tam wieżę widokową. Początkowo pomyślałem, że może pomyliłem pasma górskie - ale nie, tam naprawdę jest wieża. :) Powstała w pakiecie razem ze schodami, oczywiście przy wsparciu UE. I był to bardzo dobry pomysł. Ogólnie koncepcja wież na beskidzkich zalesionych szczytach jest super sprawą - długa wędrówka lub jazda zostaje nagrodzona pięknymi widokami. 
Z Eliaszówki zjeżdżam wygodną i przyjemnie błotnistą drogą na Przełęcz Gromadzką i do bacówki na Obidzy, gdzie spożywam najpyszniejszą jajecznicę świata w rozmiarze XXL. :) Następnie nadchodzi pora na Małe Pieniny. W pierwszej kolejności dojeżdżam do przepięknej przełęczy Rozdziela (fenomenalne widoki). A że nie ma nic za darmo, już wkrótce przychodzi czas na walkę ze śliskimi korzeniami, rozmoczoną gliną, stromymi zboczami i krzaczorami na wąskich ścieżynkach. To wszystko czeka na chętnych do zwiedzania okolic Wysokich Skałek (Wysoka). :) Jednak warto, bo za Durbaszką wyjeżdżamy na piękne, bezleśne polany, siodła i zbocza. Jeszcze trochę kręcenia i jest Wysoki Wierch. Długo tam zabawiłem, ale baterie duszy naładowały się do 100%. Zjazd z Wysokiego do Jaworek obok schroniska pod Durbaszką to sam miód. Teraz trzeba się znowu wspiąć na Przełęcz Gromadzką, jednak już czuję że dotrę tam tuż po zmroku. Najpierw czerwonym szlakiem na Pokrywisko (975 m), a potem już o latarce na samą przełęcz. Niby niedźwiedzie w Beskidzie Sądeckim nie są częstym zjawiskiem, ale podjeżdżało się jakoś tak dziwnie. ;) Z przełęczy pooglądałem sobie jeszcze trochę nocne Tatry, a potem ubrałem się w co tylko miałem, bo czekał mnie prawie 10-kilometrowy zjazd asfaltem do Piwnicznej. Początkowo w snopie światła latarki, a potem już oświetlonymi Kosarzyskami z prędkością średnią około 40 km/h. Całość trwała dosłownie chwilę - prawie jak teleport. :)

Galeria zdjęć: 
https://photos.app.goo.gl/A3SsYodf5nghVLc72

P.S. Dla topografów: po kliknięciu w dane zdjęcie oraz w ikonkę  pojawi się jego opis. 








Dystans:
43.65 km

Hala Łabowska - Runek - Wierchomla - Pusta Wielka

Poniedziałek, 16 października 2017 · dodano: 25.10.2017 | Komentarze 5

Korzystając z paru ciepłych i słonecznych dni (które nagle objawiły się na południu Polski w połowie października) postanowiłem pobuszować jeszcze trochę po górach. :) A zatem rower do auta i w niedzielę po 21:00 melduję się w Piwnicznej, która jest fajną bazą wypadową w moje ulubione "rowerowe" góry: Beskid Sądecki i Małe Pieniny. 

Zamieszkałem bezpośrednio przy żółtym szlaku pieszym, a zatem w poniedziałek poszedł on na pierwszy ogień. Szlak wyprowadza widokowymi przysiółkami na Halę Pisaną (1043 m), gdzie łączy się z czerwonym, głównym szlakiem beskidzkim. Dojeżdżam tym ostatnim aż do szczytu Runek (1064 m), odwiedzając po drodze schronisko PTTK na Hali Łabowskiej. Miałem okazję spędzić noc w tym schronisku rok temu w listopadzie. Z Runka zjazd do kolejnego obowiązkowego punktu - Bacówki nad Wierchomlą, spod której są wspaniałe beskidzko-tatrzańskie panoramy, a zatem godzina obowiązkowego wylegiwania się na trawie. Następnie wyjeżdżam na Pustą Wielką (1060 m) - miałem ten tysięcznik na oku już od dawna. Jadąc tam mija się górne stacje wyciągów z Wierchomli Małej, a z bezleśnych połoninek roztaczają się piękne panoramy. Nie można tego powiedzieć o samej Pustej, zarośniętej lasem, za to oferującej inną atrakcję: doskonały, wąski, kręty i miejscami całkiem stromy singiel pośród jagodowych pól. Prowadzi tamtędy znakowana ścieżka dydaktyczna Lasów Państwowych, którą zjeżdżam do wsi Wierchomla i dalej przez siodło pod Kiczorą do wsi Łomnica. Na koniec dnia przesiaduję jeszcze do zachodu słońca na Buczniku pod Kicarzem, przyglądając się z góry Piwnicznej, rzece Poprad i panoramie wschodniej części pasma Radziejowej, z Niemcową i Kordowcem.

O wiele więcej powiedzą zdjęcia:
https://photos.app.goo.gl/RoSWR4870ngeranC2

P.S. Dla topografów: po kliknięciu w dane zdjęcie oraz w ikonkę  pojawi się jego opis. 










Dystans:
11.60 km

Z Bielska-Białej do Piwnicznej, czyli 7 dni po Beskidach

Wtorek, 3 października 2017 · dodano: 10.10.2017 | Komentarze 10


Poniedziałek. Początki bywają trudne.


Pierwsza próba wybrania się w Beskid Śląski miała miejsce 13 września. W zasadzie byłem spakowany i chciałem już jechać, nawet mimo marnych prognoz (bo kto mi obieca, że potem nie będzie jeszcze gorzej?).

Niestety w Bielsku odbywały się w tych dniach targi Energetab 2017 i okazało się, że targowicze pozajmowali szczelnie wszystkie miejsca noclegowe - od PTTK i PTSMu po wypasione hotele i pensjonaty. Pomimo kilkunastu telefonów nie znalazło się nic sensownego. A zatem - nie dość że trzynasty, to jeszcze brak miejsc i widoki na deszczową pogodę. Decyzja była więc oczywista - przekładam.

Potem na dwa tygodnie zepsuła się pogoda i kiedy zaczynałem pomału tracić synoptyczną wiarę, portale pogodowe nagle wystrzeliły wiadomością o rozbudowującym się wyżu nad Rosją, który na około tydzień nie będzie do nas wpuszczał tych wrednych, mokrych, atlantyckich niżów. To była niedziela, 24 września i już dzień później po pracy udałem się rowerem na dworzec Warszawa Wschodnia, by około 16-tej załadować się w pociąg do Bielska-Białej. Tym razem w mieście wolnych miejsc noclegowych nie brakowało - postanowiłem spędzić noc w bielskim PTSM-ie, a ponieważ nauczycielem nie jestem, to wcale mnie to tanio nie wyszło. Pani recepcjonistka poinformowała, że mam nie imprezować, nie pić, nie palić, ani nie opuszczać budynku po 22-giej, bo zamykają wrota na amen. Z ciekawostek dodam, że długo deliberowałem nad sposobem korzystania z sedesu i nawet poniższa instrukcja niewiele pomagała (najgorzej było z odnalezieniem przycisku z pkt 3.). :)



A tu uroczy budynek schroniska (zdjęcie z google street view):

;)




Wtorek. Po Beskidzie Śląskim, czyli z Bielska do Ustronia.

Poranek w Bielsku jest jak zwykle rześki i pochmurny, ale nie pada. A ja lubię jak nie pada. :) Zbieram się leniwie ze schroniska, kupuję kawkę w Żabce i spożywam ją na ławce przy potoku Biała. Następnie przyodziewam czapkę i rękawiczki (przy potoku jest wręcz mroźno) i przemieszczam się bielskimi DDR-ami na południe do Wilkowic, a następnie do Bystrej. Z Bystrej zaczyna się już podjazd na Klimczok. Góry nieco zamglone, ale bliższe plany są całkiem dobrze widoczne. Jest na co popatrzeć ze szczytu. Następnie jadę sobie tzw. Beskidem Węgierskim m.in. przez prawietysięcznik Kotarz aż do przełęczy Salmopolskiej. Ze smutkiem konstatuję, że większość działających latem przy szlaku barów z życiodajnym napojem barwy bursztynowej jest pozamykana. Początkowo daję się jeszcze nabierać na takie obrazki jak ten poniżej, ale potem już wiem, że jak nie wtargasz czegoś ze sobą na plecach, to pod koniec września będzie o to w Beskidzie Śląskim trudno.



Na Przełęczy Salmopolskiej spożywam pierogi i z pewnym trudem (marne oznakowanie) kontynuuję wycieczkę żółtym szlakiem pieszym w kierunku Trzech Kopców. Pod szczytem mijam Telesforówkę, która jednak nie chce mnie przygarnąć, bo robi remont pod weekendowy przyjazd większej grupy. Może to i dobrze, bo ja nie lubię większych grup. Z Trzech Kopców kontynuuję jazdę niebieskim szlakiem na Przełęcz Beskidek i Równicę - popularny pagór widokowy nad Ustroniem. Jako, że pomału zmierzchało planowałem zanocować w równickim schronisku, jednakże po dotarciu na miejsce okazało się ono oblężone przez rozdarte szkolne wycieczki. Niby wiedziałem, że w końcu sobie pojadą, ale… niesmak pozostał. ;) Ubieram wszystko co mam i zjeżdżam serpentynami z prędkością 50 km/h do Ustronia poszukać tam jakiegoś dachu...




Środa. Wzdłuż granicy PL/CZ do Zwardonia.

Ustroń jest cały w białym mleku. Opuszczam schronienie około 8:00 i udaję się w kierunku Wielkiej Czantorii. Im bliżej szczytu, tym niżej zostają dolne warstwy chmur, tworząc efekty kołdry.


Na Czantorii znajduje się czeska wieża widokowa. Za wejście trzeba uiścić 6 zł. Wokół jakieś czeskie wyszynki, z których każdy krzyczy wielką czcionką, że nie wolno spożywać własnych posiłków.



Pod wieżą siedzi stado rozkrzyczanych czeskich emerytów, a zatem po zrobieniu kilku zdjęć ze szczytu zmywam się w dalszą drogę w kierunku schroniska pod Stożkiem Wielkim. Robi się coraz bardziej słonecznie i przyjemnie. Samo stożkowe schronisko pięknie położone, niewielkie i bardzo klimatyczne. Zakupuję piwko i delektuję się okolicą.




Ze Stożka przez Kiczory zjeżdżam do Istebnej. Trochę tam było rzeźby, bo postanowiłem pozjeżdżać skrótami. Po drodze spotykam sympatycznych ludzi, którzy robią mi zdjęcie. Popołudnie jest ciepłe i słoneczne, nic tylko się cieszyć i ładować akumulatory. :)



Z Istebnej bez większych historii przedostaję się przez Koniaków do Zwardonia, gdzie mocno już wyczerpany zasiadam w restauracji Gościniec Halka. Spożywam tam przepyszny placek ziemniaczany z gulaszem plus piwko. Zapada decyzja o pozostaniu tutaj. Zrzucam toboły i jako że jest jeszcze trochę czasu, wyjeżdżam na zachód słońca na pobliski Rachowiec (954 m). Tam ucinam sobie pogawędkę z miejscowym spacerowiczem, a następnie wracam do Zwardonia. Między gościńcem, a dworcem znajduje się turystyczny placyk z ławkami. Ponieważ wieczór jest przyjemny, siedzę jeszcze długi czas po zmroku po czym udaję się do dzisiejszego schronienia, by pooglądać Lige Majstrov, gdzie gra Bayern Mnichov (tak, to ten z Lewandowskim). :)






Czwartek. Czas na Wielką Raczę, czyli Beskid Żywiecki.

Poranek jest bardzo pogodny. Na dzień dobry mijam nieco smutny i opuszczony Dworzec Beskidzki (dawne schronisko)...


...by po niedługim czasie wyłonić się na bardzo widokowym odcinku granicy w okolicach Skalanki i Beskidu Granicznego. Tam jest po prostu sielanka. Miejsce niby niepozorne, ale często z takich punktów widać o wiele piękniej, niż ze znanych, ale zalesionych beskidzkich szczytów. Długo tam zabawiam, jadąc sobie to po polskiej, to po słowackiej stronie. Taki slalom między słupkami.



Dalsza część dnia to całkiem przyjemny podjazd przez Kikułę na Wielką Raczę (1236 m). Szlak jest przeważnie zalesiony, ale zdarzały się malownicze polanki i widoki. Na Raczy jest przepięknie, dominują kolory miedziane i żółte - jesień pełną gębą. Przyświeca słońce i widać sporo gór, choć głównie te bliższe plany. Pod samym schroniskiem szlak przekształca się w wąską, wilgotną, zarośniętą i korzenistą perć, trawersującą dosyć strome zbocze. Słysząc już ludzi pod schroniskiem i witając się z gąską obniżam koncentrację. Przednie koło uślizguje się na korzeniu, tracę równowagę i przewracam się w bok, niestety w kierunku stromo opadającego zbocza. Lot jest więc dosyć długi, na szczęście wpadam w gęste mchy i paprocie, nie uderzając się o żaden głaz czy drzewo, zaś rower oczywiście spada na mnie. Leżę tak sobie trochę i myślę - zdradliwe te góry, trzeba uważać. Po doprowadzeniu się z grubsza do ładu, wchodzę na teren przed schroniskiem i na samą Raczę, a potem rozmawiam z fajnymi paniami (chyba ze Słowacji), bo - nie wiedzieć czemu - pytają mnie o drogę na szczyt Kykula. Może to te paprocie wystające z wielu miejsc roweru powodują złudzenie, że oto napotkało się człowieka wychowanego w okolicznych lasach. :)
Z Raczy prowadzi doskonały zjazd na Halę Mała Racza i na Przełęcz pod Orłem. Kontynuuję jazdę granicą przez Jaworzynę na przełęcz Przegibek. Jest tam schronisko, jednak do niego nie zaglądam. Z Przegibka na Halę Rycerzową wiodą 2 szlaki - niebieski i czerwony. Idą równolegle do siebie i nie bardzo wiem, który wybrać. Napotkane turystki, który przyszły z Rycerzowej odradzają pchać się z rowerem na czerwony. No to wbijam na niebieski… To był jeden z koszmarniejszych odcinków, przez które dane mi było przepychać rower. Zarośnięta, wąska ścieżynka po mocno pochylonym zboczu, pełna wysokich korzeni i gdzieniegdzie powalonych drzew. A wiadomo jak się taką ścieżynką pcha objuczony rower... Wystarczy powiedzieć, że kiedy wreszcie wydostałem się na Halę Rycerzową, łydki i kostki miałem solidnie poobijane i pokaleczone. Następnym razem pójdę czerwonym, bo gorzej jak na niebieskim, to już chyba się nie da…



Docieram wreszcie do bacówki na Rycerzowej i znowu wita mnie schronisko z bardzo miłym, kameralnym klimatem. Spożywam tam dobry żurek. Chętnie bym tu zanocował, ale jeszcze trochę dnia zostało, dlatego zjeżdżam niespiesznie czarnym, bardzo widokowym szlakiem do Soblówki i dalej na Ujsoły. Wokół roztacza swe uroki przepiękna, kolorowa jesień…





Piątek. Z przygodami w okolice Babiej Góry.

Wygląda na to, że warto było poczekać na pogodę. Wstał kolejny, słoneczny poranek - zresztą cały weekend właśnie taki się zapowiadał. Spożywam standardowe i mało energetyczne śniadanie (bułka, mielonka i pomidor) i wyruszam w kierunku Złatnej, skąd podjeżdżam nie bez wysiłku do Zapolanki. Miejsce to widokowe - do tego stopnia, że pod granicą lasu robię sobie mały popasik. Jest cudownie.


Następnie przez Redykalny i Boraczy Wierch docieram do miłego schroniska PTTK na Hali Lipowskiej, gdzie wybłaguję jajecznicę (menu śniadaniowe tylko do 11:00 "...no ale dobrze wyjątkowo panu usmażę"). :) Potem jeszcze przycupuję na pół godzinki na Hali Miziowej pod Pilskiem, bo tu właśnie byłem również w czasie ubiegłorocznej wyprawy. Miło odwiedzić znane miejsce. :) Z Miziowej jest długi i stromy zjazd po kamienistych zboczach wzdłuż wyciągu do Korbielowa. O wiele przyjemniej i bezpieczniej się go pokonywało na 29-calowych kołach i przy wykorzystaniu hamulców tarczowych, które grzały się do przysłowiowej czerwoności. A przy okazji (o czym dowiedziałem się później) w trybie ekspresowym schodziły okładziny cierne na klockach. Jednak fun był niesamowity! :) Podobnie jak niesamowita była ilość błota, jaką pokryłem się cały wraz z rowerem pędząc w dół błotnistymi drogami.

W Korbielowie szybkie zakupy w spożywczaku i znowu wspinam się na graniczny szlak czerwony. Robi się nieco ponurawo, bo niebo zaciągnęło się chmurami. Docieram do szczytu Jaworzyna (1046 m) i w trakcie zjazdu z niego w kierunku przełęczy Głuchaczki z roweru zaczynają wydobywać się zgrzytające, metaliczne dźwięki. Już wiem co to oznacza: zdarte do zera okładziny hamulcowe w tylnym kole. Od razu też sobie uświadamiam, że nie będę tego w stanie naprawić na poczekaniu, bo - z przyczyn na które pragnę w tym momencie opuścić zasłonę milczenia - nie zabrałem ze sobą zapasowych klocków. ;)
Jestem na wysokości około 1000 metrów, szybko zbliża się wieczór, a ja miałem w planach jeszcze Mędralową. Jednak z samym przednim hamulcem z niej nie zjadę… W ogóle do Zawoi będzie chyba trzeba sprowadzać, ewent. zamienić przód z tyłem.

Kiedy tak deliberuję, z lasu wyłania się gość na fullu Meridy, podjeżdża i pyta co zacz. Okazuje się, że to Andrzej, mieszkaniec pobliskich Watówek. Nie wzbudzam jego szacunku brakiem zapasowych klocków. ;) Jednak po chwili wahania decyduje się odsprzedać mi swoje (wozi zapas w plecaku). Niestety okazuje się, że nie pasują bo są od wyższej grupy…




W Zawoi nie ma sklepu rowerowego, ale po chwili dłubania w internecie udaje mi się namierzyć chłopaka, który tam mieszka i handluje częściami rowerowymi na Allegro. Szybki telefon i… “tak, oczywiście, podjedź, zmienimy klocki”. Ufff… Andrzej podpowiada mi, aby jechać do Zawoi przez Słowację, drogą nieco okrężną, ale głównie asfaltową lub co najmniej utwardzoną. Zjeżdżamy z Głuchaczek na szagę do słowackiego asfaltu i docieramy pod Jałowiecką Przełęcz. Tam się żegnamy, a ja sprowadzam kawałek rower z przełęczy na polską stronę, po czym rozpoczynam zjazd szutrami i asfaltami do Zawoi. Zjazd jest długi, ale nie aż tak stromy, dlatego jeden hamulec powinien wystarczyć. Niestety po chwili okazuje się, że i przedni hamulec zaczyta hałaśliwie trzeć o tarczę - tam również skończyły się okładziny. No pięknie…

Docieram do Zawoi tuż przed zmrokiem, myję rower w Dejakowym Potoku i odwiedzam Wojtka ze SpiderBike. Wojtek gratisowo zmienia mi oba komplety klocków (tzn. za klocki oczywiście płacę), regulując przy okazji hamulce i poziom płynu. Już po zmroku docieram umordowany, ale zadowolony pod jakiś dach, który udało mi się w międzyczasie znaleźć.






Sobota. Przez pasmo Policy do Rabki.

Od rana, pełen optymizmu ruszam na szlak. Niestety jest od razu pionowo do góry. Żółty szlak na Mosorny Groń na krótkim odcinku musi wyprowadzić prawie 500 metrów w górę. Tego poranka jest dość zimno (6*C), ale ze mnie wylewają się siódme i ósme poty. Na Mosornym działa wyciąg (weekend), ale na szczycie nie ma żywej duszy prócz gościa z obsługi. Krzesełka smętnie snują się pod górę zupełnie puste... Ruszam dalej na Kiczorkę, która ma blisko 1300 m. I od razu dostaję w przysłowiowy pysk takimi korzeniami na pionowym podejściu, jakich chyba jeszcze nie widziałem…



Oj umordowała mnie ta ścianka. To nawet nie był wypych, ale system “2 kroki pod górę, wciągnięcie roweru, 2 kroki w górę, wciągnięcie roweru, itd”. Do tego wokół ponura zamglona aura i ledwie 7 stopni ciepła. Melduję się jednak w końcu na Policy i razem ze mną melduje się tam wreszcie słońce. Dalej, choć nadal jest korzeniaście, to już w miarę płasko i daje się jechać. W kolorowych barwach jesieni docieram do sympatycznego schroniska na Hali Krupowej, skąd po ugaszeniu pragnienia udaję się na Judaszkę i Drobny Wierch. Tuż za Okrąglicą (1239 m) otwierają się przepiękne widoki na Podhale. Dalej w dół w kierunku Bystrej Podhalańskiej prowadzi doskonały, acz miejscami techniczny i kamienisty zjazd. Ech, gdyby nie te bagaże, to by się śmignęło szybciej… :)



Z Bystrej jakimiś wertepami (trzymając się czerwonego szlaku) przejeżdżam przez Jordanów do Naprawy, gdzie stwierdzam, że nie chce mi się jeszcze dziś wjeżdżać i wypychać na Luboń, zwłaszcza że zaszedłbym tam już po zmroku. Zmieniam plany i udaję się przez pagórki ze Skawy do Rabki. Znam je z ubiegłego roku, co jednak nie oszczędza mi wpakowania się w te same pokrzywisko co poprzednio. Okazuje się też, że na zjeździe do Rabki wykopali w międzyczasie (tj. od ub. roku) “wielki dół” pod ekspresówkę dokładnie w miejscu gdzie dawniej przebiegał czerwony szlak. Oj nakombinowałem się tam, żeby przedostać się na drugą stronę inwestycji i ponownie odnaleźć czerwony szlak…



W międzyczasie zadzwoniłem do Rabki i zarezerwowałem tam sobie “jakieś spanie” za 40 zł. Po przybyciu na miejsce okazało się, że trafił mi się cały dwupiętrowy apartament, a właściwie cały domek na wyłączność. A do tego takie bajery, jak masaż wodny i przygrywające radio wbudowane w kabinę prysznicową oraz piękne widoki z balkonu. Ja tam luksusów nie szukam, ale jak dają, to trzeba brać.;)








Niedziela. Komu w drogę, temu Gorc.

Wczoraj opuściłem Beskid Żywiecki, a dziś pora udać się w Gorce. Niedziela jest od rana bardzo pogodna, więc z pewnością nie będę w górach sam. ;) Za cel dnia wybrałem sobie Gorc z jego wieżą widokową, jako że jeszcze tam nie byłem. Z Rabki podjeżdżam podobnie jak ostatnio na Maciejową - tyle, że tym razem skąpany w promieniach słońca. Jakże inaczej może wyglądać ten sam szlak…

09.2016


09.2017


Na Maciejowej gaszę pragnienie, zastanawiając się, czemu tu jest tak miło, cicho i pusto. Odpowiedź przychodzi kiedy dojeżdżam do schroniska PTTK Stare Wierchy, a potem do tego pod Turbaczem. W obu przypadkach pod schronami kłębią się tłumy wędrowców, a pod Turbaczem w bonusie ze 20 rowerzystów na pięknych, błyszczących fullach. ;)

Wypijam złociste, schłodzone i jadę sobie dalej, na Polanę Jaworzynę Kamienicką, skąd odchodzi zielony szlak na Gorc. Szlak - jak całe zresztą Gorce - jest świetny na rower, miejscami można się rozpędzić, miejscami techniczny, ale w pełni przejezdny i dający dużo radości. Na Gorcu oczywiście ludzi nie brakuje, a po kilku minutach przyjeżdża kilkunastu motocyklistów na krossach. Z wieży bardzo ładnie widać Tatry.

Posiliwszy się zjeżdżam z Gorca leśnymi drogami na Młynne i do Ochotnicy, robiąc sobie po drodze jeden popasik w zupełnie pustym i ładnym miejscu. Jakże tu inaczej w porównaniu do zatłoczonych szczytów. Leżę sobie tam długo i ucinam pogawędkę z przechadzającym się po łąkach bacą.



Na koniec dnia robię dłuuuugi “zjazd transferowy” z Ochotnicy przez Tylmanową i Krościenko do Szczawnicy, starając się tam gdzie to możliwe unikać jazdy drogą 969 (na której zresztą zaczęły się już tworzyć niezłe korki powrotne w przeciwnym kierunku). Spory kawałek da się jechać prawym brzegiem Popradu, gdzie wiodą spokojne uliczki. Trzeba jednak uważać, aby nie zabrnąć w ślepą uliczkę pod Przełom Tylmanowski i zmienić brzeg Popradu bodaj w Brzegach.

Z Krościenka do Szczawnicy znaną ścieżką rowerową docieram już w szarówce. Cała miejscowość stoi w smętnym korku, albowiem Kraków i okolice chcą się wydostać do domu. Ludzie z samochodów pytają mnie, czy wiem co się stało, ale nie mam pojęcia - wypadku żadnego nie widziałem. Są jednak plusy tej sytuacji - większość pokoi została zwolniona. Tymczasem wcale nie bez trudu udaje mi się znaleźć coś do spania, ale to dlatego, że chciałem koniecznie mieć max 50-100 metrów do jedynego czynnego sklepu. :) Stanąłem więc przy sklepie i zacząłem wydzwaniać pod szyldy, który widziałem przy drodze. W końcu coś tam znalazłem. Po wczorajszych luksusach potrzebowałem chwili, aby się przyzwyczaić do boazeryjnego klimatu lokalu. ;) Wpadam jeszcze na ruskie do restauracji obok. Oczekując na posiłek zerkam na rozkład pociągów i ze zdumieniem odkrywam, że widoczny jeszcze dwa tygodnie temu w rozkładzie pociąg TLK z Krynicy teraz już nie jeździ. Słabo, ale trudno. W sumie nie ma tego złego. Postanawiam odpuścić zalesiony Beskid Sądecki i dotrzeć jutro przez Małe Pieniny do Piwnicznej, stamtąd zaś w kolejny, deszczowy już dzień wrócić do domu systemem multiprzesiadkowym. Tymczasem przede mną najpiękniejszy pogodowo i widokowo, a zarazem ostatni dzień wycieczki, więc nie ma co zaprzątać sobie głowy powrotem…




Poniedziałek. Wspaniała widoczność z Małych Pienin.

Poniedziałkowy poranek. Góry opustoszały, a od wtorku zapowiadane są długotrwałe deszcze. Już wiem, że nie bardzo chce mi się moknąć przez kolejne dni dlatego postanawiam wracać. Jednak przede mną jeszcze cały poniedziałek, który okazał się być najpiękniejszym pogodowo dniem całego wyjazdu.

Wspinam się ze Szczawnicy na Przełęcz Klimontowską. Wyłaniam się z mgieł na oświetlone porannym słońcem łąki…



Rozpoczyna się festiwal widoków. Małe Pieniny zostały mocno dotknięte gospodarką pasterską, dzięki czemu z rozległych hal widać wiele pasm - Pieniny Wysokie, Tatry, Beskid Sądecki… Zatrzymuję się na Wysokim Wierchu i leżę tam z godzinę. Nie muszę się dziś zbytnio spieszyć, bo do Piwnicznej nie jest aż tak znowu daleko.




Z Wysokiego Wierchu podjeżdżam pod Wysoką, porzucam rower w krzakach i wychodzę na szczyt, by napawać się królewskimi widokami.



Z Wysokiej do Smerekowej korzenie, ale potem już zjeżdżam wygodnie na przełęcz Rozdziela - kolejne kapitalne miejsce. Taka jazda to sama radość. Po raz bodaj już trzeci utwierdzam się w przekonaniu, że tu jest po prostu przepięknie!



Z przełęczy jadę wygodnymi ścieżkami i drogami granicznymi na Obidzę, a tam znów punkt widokowy na Tatry. Jako, że zgłodniałem trochę, urządzam sobie obiad. Aby odpocząć od mielonki - tym razem pasztet. :)



Z Obidzy wpycham rower pod Wielki Rogacz (~1162 m), bo wjechać tam raczej nie jestem w stanie. Za to z Rogacza przez Trześniowy Groń i dalej żółtym pieszym do Piwnicznej prowadzi doskonały, widokowy i szybki zjazd. Zjeżdżam niespiesznie, napawając się ostatnimi tego roku widokami. Przed zameldowaniem się pod dachem dokonuję jeszcze w miarę dokładnego umycia roweru, butów i bagażu w Popradzie - tuż obok dworca, aby jutro w tych 5 kolejnych pociągach nie pobrudzić współpasendżerów. Pokoik, który udało mi się namierzyć na tę noc jest położony wysoko, przy żółtym szlaku z Piwnicznej na Bucznik, a z jego balkonu roztacza się bodaj najpiękniejszy “kwaterowy” widoczek tego wyjazdu na całą Piwniczną i wschodnie zbocza pasma Radziejowej. A nad ranem, kiedy już nastąpiła radykalna zmiana pogody i siąpi deszcz, podziwiam z balkonu pożegnalną tęczę… :)







Parę liczb.

7 dni ładnej, bezdeszczowej pogody (26.09 - 3.10). Przejechane lub przepchane 350 km, w tym prawie 12.000 metrów pod górkę. Powrót trwał cały wtorek i potrzebne było aż 5 pociągów! :) Ale było warto.





Galeria zdjęć:
https://photos.app.goo.gl/2YjysMR3j6sapC933

Mapa wycieczki:
http://rower.bozym.com/Beskidy2017.html

Mapa wszystkich beskidzkich przejazdów:
http://rower.bozym.com/zbiorcza4.html







Dystans:
34.12 km

Szczawnica - Piwniczna

Poniedziałek, 2 października 2017 · dodano: 10.10.2017 | Komentarze 0






Dystans:
64.95 km

Rabka - Szczawnica

Niedziela, 1 października 2017 · dodano: 10.10.2017 | Komentarze 0