Info
Ten blog rowerowy prowadzi Mariusz vel zarazek z podwarszawskich Marek/Nadmy.Więcej o mnie. Bikestatsowa tablica.
Poprzednie lata
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
Wycieczki jednodniowe
Wycieczki jednodniowe |
rok 2016 113 km: Wyszków i Serock rok 2015 113 km: Kazimierski Park Krajobrazowy 130 km: Liwiec i Siedlce 101 km: Kampinos rok 2014 101 km: Wyszków - Brok - Małkinia 86 km: Urle - Sadowne Węgrowskie 78 km: Urle - Konwalicha - Kobyłka rok 2013 107 km: Puszcza Kamieniecka 83 km: Mazowiecki Park Krajobrazowy 120 km: Wyszków, Kamieńczyk, Urle 92 km: Kuligów, Niegów, Kraszew rok 2012 105 km: Kurpie: wzdłuż Narwi i Pisy 110 km: Bug: Arciechów - Wyszków 77 km: Wioski pod Tłuszczem 93 km: Topór w Puszczy Kamienieckiej 52 km: Pogórze Wielickie 43 km: Kraków - Tyniec 40 km: Kręcący z burzami 63 km: Nad Bug 55 km: Wołomin - Kanał - Zalew 50 km: Lasy Legionowskie i Białołęka 110 km: Wyszków i Brok nad Bugiem 69 km: Pod Goździówkę 71 km: Wokół Radzymina 55 km: Kuligów nad Bugiem 22 km: Rowerem po jeziorku 15 km: Kampinos 39 km**: Heavy frost biking ;) 94 km**: Styczeń Bike Attack ;) rok 2011 43 km: Peregrynacja lokalna #6 71 km: Wzdłuż Osownicy 65 km: Pulwy i Puszcza Biała 70 km: Topór - Chrzęsne 86 km: Cegłów - Nadma 92 km: Mrozy - Łochów 226 km: Z Lublina na Roztocze 98 km: Kawa w Łochowie 82 km: Gotyckie kościoły 82 km: Treblinka - Liwiec - Urle 112 km: Z Ostrołęki do Tłuszcza 64 km: Z Rząśnika na Pulwy 72 km: Szewnica - Bug - Zegrze Koniec zimy 2010/2011 35 km: do Górecka (Roztocze) 20 km: do Lipowca (Roztocze) 1726 km - TOTAL* rok 2010 48 km: Jesienny Zalew Zegrz. 85 km: Wokół jeziora Jamno 74 km: Wokół jeziora Bukowo Mapka zbiorcza (Koszalin) 118 km: Lasy Miedzyńskie 87 km: Puszcza Kamieniecka Wydmy Nadmy Baza rakiet 703 km - TOTAL* rok 2009 Dookoła Polski 52 km: Czaplowizna 70 km: Dalekie-Tartak 45 km: Kobiałka 47 km: Zambski 67 km: Wilczogęby 83 km: Z Urli nad Zalew 67 km: Wisła i Narew 58 km: Kamieńczyk 61 km: Urle n/Liwcem 111 km: Siedlce Śnieg po kostki Na nartach po okolicy 948 km - TOTAL* rok 2008 Pożegnanie jesieni Okolice Nadmy II Okolice Nadmy Nad Wkrę (108 km) Wesoła Ponurzyca Podryg zimy nad Wisłą Sroga zima! Styczeń Plecień (57 km) 1224 km - TOTAL rok 2007 22 km - Spacer wyborczy 55 km - Tropem jesieni 31 km - Leśne przejażdżki 40 km - Puszcza Słupecka 57 km - Poligon w Zielonce 82 km - Łąki Radzymińskie 90 km - Wycieczka wałowa 1413 km - TOTAL rok 2006 32 km - Sylwester w siodle 41 km - Na grzyby 133 km - Czersk 151 km - Treblinka 60 km - Warszawa 71 km - wokół Zalewu 80 km - Tłuszcz 45 km - Kampinoski PN 118 km - Nowe Miasto 31 km - Jez. Zegrzyńskie 1227 km - TOTAL rok 2005 40 km - rezerwat "Łęgi" 101 km - Mińsk Maz. 58 km - Legionowo 91 km - Wyszków 55 km - Ossów 60 km - Warszawa 50 km - Kuligów 166 km - Wyszogród 88 km - Otwock 40 km - Kanał Żerański 749 km - TOTAL rok 2004 150 km - Węgrów 101 km - Stanisławów 115 km - Modlin 90 km - Urle (Liwiec) 55 km - Załubice 511 km - TOTAL * - wszystkie TOTALE dotyczą dystansu przejechanego na rowerze ** - dystans skumulowany kilku wycieczek |
Tagi
-
Bałtyk 2018
4
Bałtyk 2019 6
Beskidy 2016 9
Beskidy 2018 11
Beskidy 2019 7
Beskidy 2020 6
Bieszczady 2020 3
Bieszczady i Beskid Niski 2014 6
Bieszczady i Beskid Niski 2017 3
Górzno 2014 4
Górzno 2016 (I) 3
Górzno 2016 (II) 3
Górzno 2017 2
Górzno 2018 4
GÓRZNO 2021 7
Jura 2013 2
Kampinos 1
Karpaty 2015 9
Kaszuby 2015 4
Kaszuby i Bałtyk 2017 3
Kurpie-Mazury-Suwałki 4
Piwniczna 2017 4
PIWNICZNA 2021 5
Podkarpacie 2021 4
Podkarpackie 2013 3
Podlasie 2012 2
PODLASIE 2022 3
Puszcza Biała i Kamieniecka 7
Roztocze 2012 3
Roztocze 2013 4
Roztocze 2016 3
Roztocze Bis 2013 2
Suwalszczyzna 2012 7
Suwalszczyzna 2013 6
Suwalszczyzna 2014 3
Wycieczki 3
Zwardoń 2019 5
Archiwum wpisów na blogu
- 2023, Grudzień2 - 0
- 2023, Listopad3 - 0
- 2023, Październik8 - 0
- 2023, Wrzesień14 - 2
- 2023, Sierpień10 - 9
- 2023, Lipiec11 - 5
- 2023, Czerwiec9 - 4
- 2023, Maj9 - 0
- 2023, Kwiecień9 - 2
- 2023, Marzec2 - 1
- 2023, Luty2 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Grudzień6 - 0
- 2022, Listopad4 - 0
- 2022, Październik13 - 0
- 2022, Wrzesień6 - 0
- 2022, Sierpień19 - 0
- 2022, Lipiec15 - 0
- 2022, Czerwiec13 - 4
- 2022, Maj12 - 6
- 2022, Kwiecień9 - 6
- 2022, Marzec10 - 0
- 2022, Luty3 - 0
- 2022, Styczeń7 - 8
- 2021, Grudzień5 - 0
- 2021, Listopad10 - 0
- 2021, Październik17 - 0
- 2021, Wrzesień14 - 2
- 2021, Sierpień6 - 0
- 2021, Lipiec10 - 6
- 2021, Czerwiec17 - 0
- 2021, Maj15 - 11
- 2021, Kwiecień9 - 0
- 2021, Marzec3 - 0
- 2021, Luty11 - 2
- 2021, Styczeń11 - 7
- 2020, Grudzień10 - 6
- 2020, Listopad13 - 7
- 2020, Październik24 - 14
- 2020, Wrzesień22 - 5
- 2020, Sierpień20 - 3
- 2020, Lipiec29 - 4
- 2020, Czerwiec17 - 7
- 2020, Maj16 - 6
- 2020, Kwiecień23 - 27
- 2020, Marzec25 - 28
- 2020, Luty17 - 10
- 2020, Styczeń15 - 3
- 2019, Grudzień14 - 4
- 2019, Listopad14 - 0
- 2019, Październik20 - 4
- 2019, Wrzesień21 - 8
- 2019, Sierpień13 - 0
- 2019, Lipiec3 - 0
- 2019, Czerwiec20 - 10
- 2019, Maj20 - 18
- 2019, Kwiecień20 - 15
- 2019, Marzec4 - 2
- 2019, Luty6 - 8
- 2019, Styczeń4 - 14
- 2018, Grudzień4 - 4
- 2018, Październik14 - 45
- 2018, Wrzesień11 - 2
- 2018, Sierpień20 - 30
- 2018, Lipiec19 - 15
- 2018, Czerwiec25 - 10
- 2018, Maj26 - 25
- 2018, Kwiecień24 - 14
- 2018, Marzec3 - 9
- 2018, Luty1 - 0
- 2018, Styczeń3 - 2
- 2017, Grudzień6 - 3
- 2017, Listopad3 - 4
- 2017, Październik7 - 21
- 2017, Wrzesień12 - 3
- 2017, Sierpień14 - 10
- 2017, Lipiec15 - 0
- 2017, Czerwiec14 - 11
- 2017, Maj22 - 15
- 2017, Kwiecień12 - 25
- 2017, Marzec2 - 14
- 2017, Luty1 - 18
- 2017, Styczeń5 - 21
- 2016, Grudzień2 - 9
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Październik2 - 13
- 2016, Wrzesień21 - 76
- 2016, Sierpień9 - 20
- 2016, Lipiec13 - 9
- 2016, Czerwiec16 - 30
- 2016, Maj22 - 72
- 2016, Kwiecień17 - 45
- 2016, Marzec12 - 46
- 2016, Luty11 - 20
- 2016, Styczeń4 - 40
- 2015, Grudzień8 - 10
- 2015, Listopad16 - 9
- 2015, Październik18 - 20
- 2015, Wrzesień17 - 18
- 2015, Sierpień20 - 71
- 2015, Lipiec24 - 21
- 2015, Czerwiec25 - 57
- 2015, Maj22 - 55
- 2015, Kwiecień12 - 12
- 2015, Marzec18 - 51
- 2015, Luty6 - 25
- 2015, Styczeń7 - 42
- 2014, Grudzień3 - 12
- 2014, Listopad20 - 47
- 2014, Październik10 - 33
- 2014, Wrzesień13 - 38
- 2014, Sierpień11 - 27
- 2014, Lipiec20 - 41
- 2014, Czerwiec13 - 32
- 2014, Maj16 - 55
- 2014, Kwiecień18 - 91
- 2014, Marzec11 - 61
- 2014, Luty3 - 28
- 2014, Styczeń3 - 32
- 2013, Grudzień5 - 37
- 2013, Listopad12 - 53
- 2013, Październik20 - 64
- 2013, Wrzesień16 - 80
- 2013, Sierpień19 - 61
- 2013, Lipiec24 - 101
- 2013, Czerwiec19 - 87
- 2013, Maj14 - 84
- 2013, Kwiecień10 - 53
- 2013, Marzec5 - 46
- 2013, Luty3 - 24
- 2013, Styczeń5 - 41
- 2012, Grudzień4 - 32
- 2012, Listopad4 - 35
- 2012, Październik5 - 28
- 2012, Wrzesień18 - 100
- 2012, Sierpień23 - 118
- 2012, Lipiec19 - 92
- 2012, Czerwiec14 - 38
- 2012, Maj13 - 96
- 2012, Kwiecień12 - 95
- 2012, Marzec8 - 79
- 2012, Luty3 - 22
- 2012, Styczeń6 - 2
A przed Bikestatsem było tak...
Tatry, moja druga pasja...
Obserwowane blogi
Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2018
Dystans całkowity: | 680.15 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 48.58 km |
Więcej statystyk |
Barcice Dolne - Kamienica
Sobota, 6 października 2018 · dodano: 26.10.2018 | Komentarze 6
Sobota. Wycieczka na Koziarz (Beskid Sądecki).
↗ 2059m, 51 km, mapa, zdjęcia
Kolejny piękny i słoneczny poranek. Z Barcic na dzień dobry czeka mnie 140 metrowa ścianka rozgrzewkowa, za to potem jadę łagodnymi pagórkami przez różne przysiółki nad Przysietnicą, z których roztaczają się mega widoki. To wprost wymarzone drogi na rower. Wieje dość silny wiatr, ale ja za Gaboniem chowam się już do lasu i rozpoczynam realizację wyzwania rzuconego samemu sobie wieczorem poprzedniego dnia (zapamiętać: ograniczyć spożycie piwa wieczorem!) - podjazd bez zsiadania na Przehybę (1150 m), czyli prawie 800 metrów do góry na dość krótkim odcinku. Słowo się rzekło. Podjazd strasznie się dłużył, ale w końcu cel został osiągnięty. Jako że to sobota, w schronisku pełno ludzi, z czego 80% to jednodniowi rowerzyści. Do okienka kolejka, a w jadalni żeby usiąść trzeba się porozpychać łokciami. W dodatku na głupią jajecznice strasznie dużo czekania. No ale pogodna sobota, to pogodna sobota - ma swoje prawa. :)
Posiliwszy się kontynuję jazdę głównym szlakiem beskidzkim. W okolicach Rokity, jeszcze przed Przysłopem warto zboczyć na szlak niebieski, bo wyprowadza on na bardzo widokową łączkę pod Okrąglicą. Sam Przysłop też oczywiście miły dla oka, czy to kolorowa jesień, czy zima.
Z Dzwonkówki odbijam żółtym szlakiem na północ w kierunku wieży widokowej na Koziarzu. Szlak ten obfituje w miejsca widokowe, ale też miejscami potrafi niezłą stromizną zsadzić z roweru. Jednym z takich miejsc był przysiółek Złotne, gdzie wyrosła nagle przede mną stroma ścianka i już, już zsiadałem z roweru, gdy nagle odezwała się zza płota mała dziewczynka: "ciekawe czy da pan radę podjechać?" :)) Noszkurde, ja nie dam rady?!? :D Mało ducha nie wyzionąłem (a miałem już w nogach Przehybę), ale podjechałem i dopiero jak już nie było mnie widać zza zakrętu, zeskoczyłem z roweru. ;)
Koziarz wraz ze swoja wieżą widokową to miłe miejsce, nieco na uboczu, ale odwiedzane przez różne znaczne persony. ;)
Kawałek dalej, gdzieś na Okrąglicy oglądam zachód słońca, po czym zapuszczam się w strome i zalesione zbocza sprowadzające w doliny. Nadchodzi czas na użycie latarki, bo już prawie nie widzę szlaku i dwa razy popełniam błąd, zapuszczając się w boczne odnogi, które kończą się krzaczorami i trzeba wypychać z powrotem. Niestety latarka wygląda na zepsutą, mruga jak w horrorze i nie daje zbyt wiele światła. Nie przejmuję się, w końcu już prawie widać światła Łącka, gdzie wyjadę na oświetlone ulice. Żółty szlak robi się bardzo stromy. Zsuwam się jakoś pomału w stronę Dunajca - raz o mało nie zaliczyłem wywrotki (idąc), a przy okazji z przewróconego roweru odpadł licznik (co odkryłem kolejnego dnia rano). Na brzeg tej sporej rzeki docieram już mocno wyczerpany. Łącko jest na wyciągnięcie ręki, ale...
Nie wiem czemu sobie ubzdurałem patrząc na mapę, że tam musi być przewieszony jakiś mostek. Otóż mostku nie ma, jest za to prom. Czynny w październiku jakoś od 12 do 13-tej. :) Podobno mostek mają zbudować. Na pewnym forum jest trochę zdjęć z tego miejsca. Teraz się trochę z tego podśmiewam, ale wtedy nie było mi do śmiechu.
Nie wyobrażałem sobie powrotu tym stromym szlakiem pod górę i szukania alternatywnej drogi, zwłaszcza że próbowałem taką wypatrzeć jadąc w dół i nic oczywistego nie widziałem. I co teraz? Dzwonić do GOPR? Wyśmieją mnie. Raczej zapalić sobie na brzegu ognisko i jakoś przekoczować do rana (żałowałem że nie mam żadnej maty), choć temperatura nocą zbliżała się do kilku stopni powyżej zera. Kiedy tak zrezygnowany dumałem nad sytuacją, zacząłem przełączać podkłady mapowe w nawigacji Garmina, którą mam na kierownicy. PL_TOPO - nie ma żadnych ścieżek tylko las i las. UMP - to samo. OSM? Na OSM wypatrzyłem jakiś nieistniejący w terenie dawny szlak rowerowy wiodący lasem powyżej promu w kierunku Zarzecza. Wycofałem się mozolnie pod górę i faktycznie natrafiłem na jakąś zakrzaczoną przecinkę leśną. Gdyby nie ta mapa, to chyba nie odważyłbym się w nią brnąć, jednak Garmin pokazywał, że idę dobrze. I faktycznie, wkrótce ścieżka zaczynała się poszerzać, krzaków i gałęzi coraz mniej, aż wreszcie po kilometrze szutr i asfalt. Ufff... W Kamienicy, gdzie miałem nocować byłem po 21:00-szej... Na osłodę tego wieczora dostałem od gospodyni talerz przepysznych placków z jabłkiem - mniam!
(wszystkie dni chronologicznie)
Kategoria Beskidy 2018 | Komentarze 6
Banica - Barcice Dolne
Piątek, 5 października 2018 · dodano: 25.10.2018 | Komentarze 3
Piątek. Czas na mój ulubiony Beskid Sądecki.
↗ 1820m, 53 km, mapa, zdjęcia
W Banicy budzi mnie piękna, słoneczna pogoda, która pozostanie już ze mną do końca pobytu w Beskidach (a nawet tydzień dłużej). Humor od rana dopisuje, bo za chwilę wjadę w Beskid Sądecki. Jednak najpierw czekają mnie bardzo widokowe - bo bezleśne - pagóry między Banicą, a Mochnaczkami. Niestety ostre słońce nieco ogłupia mój i tak dość głupi aparat, dlatego większość zdjęć jest prześwietlonych. Ale co tam zdjęcia - grunt, że oczy się napasły. :)
Startując z Mochnaczki Wyżnej omijam szerokim łukiem od północy "aglomerację Krynicy" i wspinam się od wschodu, najpierw żółtym, potem niebieskim szlakiem na pierwszy, większy szczyt Beskidu Sądeckiego - Runek. Bywałem na nim wiele razy, ale nigdy od tej strony. :)
Będąc zaś na Runku grzechem byłoby nie zboczyć z trasy w celu odwiedzin Bacówki nad Wierchomlą - schroniska nie dość że z klimatem, to jeszcze z jakimi widokami... Wcale nie szkoda tych 200 metrów utraconej wysokości.
W bacówce spożywam pyszny żurek (osoby które coś zamówiły wywoływane są po imieniu!), a potem jak zwykle wyleguję się przed nią podziwiając panoramę. Roztaczały się stamtąd najlepsze w trakcie tego wyjazdu widoki na Tatry. W kolejnych dniach horyzont był coraz bardziej zamglony i choć było je nadal widać, to już nie tak wyraźnie.
Po powrocie na Runek kontynuuję trasę, ponownie zbaczając z czerwonego szlaku - tym razem aby zobaczyć Czarci Kamień - określany w literaturze jako wychodnia lub skalny taras. Spodziewałem się nie wiadomo czego, a tam faktycznie kawał skały, ale szczelnie otoczony lasem bez jakichkolwiek widoków.
Kontynuuję jazdę beskidzkimi grzbietami w kierunku Hali Łabowskiej. Po drodze mijam jakiegoś nadąsanego rowerzystę, który prowadzi rower pod górę i nie odpowiada na moje "cześć". Z kolei kawałek dalej doganiam jakąś inną parę jadącą na rowerach w tym samym kierunku co ja. Mówią, że ów rowerzysta zerwał łańcuch i pytał ich czy nie mają skuwacza lub spinki. Nie mieli. Ja miałem i to i to, szkoda że się nie odezwał i nie zapytał.
Wreszcie jest Hala Łabowska, a tam przy schronisku pusto, cicho, jakoś tak leniwie i bardzo przyjemnie. Nie spieszę się dziś nigdzie, po prostu jadę sobie po swoich ulubionych pagórach i jest mi dobrze. :) Z Łabowskiej znanymi już na pamięć halami pedałuję do schroniska Cyrla, gdzie częstują mnie oryginalnym czeskim Pilznerem Urquellem (warzonym w Plzeňskim Prazdroju, a nie jakaś polska podróba). Wygrzewam się w słońcu na ławkach przed budynkiem, a następnie przez przysiółek Makowica wbijam się na jakąś ścieżkę przyrodniczą, która - miejscami dość trudna technicznie - doprowadza mnie do pięknych, głębokich wąwozów na potoku Rzyczanowskim ("Głęboki Jar") i dalej do Woli Kroguleckiej koło Rytra. W Woli zbudowano (o czym nie wiedziałem, choć bywam często w okolicy) taras widokowy, z którego można podziwiać piękne panoramy doliny Popradu z Rytrem i Nowym Sączem, pasma Radziejowej oraz Makowicy. Taras zatrzymuje mnie oczywiście na dłuższy czas, oglądam tam zachód słońca i odjeżdżam dopiero gdy robi się dokuczliwie zimno.
Planowałem spać w Przysietnicy, ale okazało się że tamtejsze noclegownie nie chcą mnie ugościć - a to przez jakieś zawody nartorolkowe, odbywające się w pobliskim Gaboniu. Udaje mi się coś znaleźć w Barcicach, ale pani mnie uprzedza, że już od jakiegoś czasu nie włącza ogrzewania, bo nie ma gości, więc jak chcę. Mówię, że chcę i to z pocałowaniem w dłoń, bo nic innego nie ma. Miejsce okazuje się być całkiem miłe, ale faktycznie szybko robi mi się tam zimno. Przynoszę licznik rowerowy z wbudowanym termometrem, który po kilkunastu minutach leżenia na stole pokazuje 12.8*C, a po chwili trzymania w dłoni rozgrzewa się do stopni 13-stu. Czyli klimat trochę jak pod namiotem. Na szczęście w prysznicu jest gorrrrąca woda! W nocy wskakuję do śpiwora i przykrywam się dodatkowo jakimiś pledami, wysypiając się całkiem nieźle.
(wszystkie dni chronologicznie)
Kategoria Beskidy 2018 | Komentarze 3
Desznica - Banica
Czwartek, 4 października 2018 · dodano: 24.10.2018 | Komentarze 7
Czwartek. Całkiem pusty Beskid Niski.
↗ 1570 m, 67 km, mapa, zdjęcia
Tego dnia dane mi było obcowanie z naturą w całkowitej samotności, nie licząc zwierząt. Beskid Niski to rzadko uczęszczane pasmo, a już zwłaszcza jesienią trudno tam kogokolwiek spotkać...
Po spożyciu obfitego śniadania, przygotowanego z dostarczonych wczoraj produktów, wsiadłem na rower i praktycznie od razu wjechałem do Magurskiego Parku Narodowego (Desznica leży tuż przy jego granicy). Czwartek był raczej zimnym dniem, bo temperatura utrzymywała się poniżej 10 stopni, a do tego wiał silny wiatr. Na szczęście od czasu do czasu wyglądało też słońce, a po deszczu pozostało już tylko wspomnienie w postaci kałuż i gdzieniegdzie błota.
Trasa wiodła przez całkowicie opustoszałe doliny, w których zazwyczaj przed wojną istniały tętniące życiem łemkowskie wsie. I tak przemierzam Nieznajową (w tym zamkniętą na cztery spusty "Chatkę w Nieznajowej") oraz zgliszcza turystycznego domku MPNu.
Słońce zachodzi, duje wiatr, a wspomniane zgliszcza roztaczają ponurą aurę. Z pewnym trudem przychodzi mi pokonanie otaczających chatkę brodów. W pewnym momencie było blisko zmoczenia butów, na szczęście wyratowałem się. Kolejna dolina to już bardziej malowniczo oświetlona słońcem
Radocyna. Po drodze mijam wiele charakterystycznych dla Beskidu Niskiego kamiennych krzyży, będących pamiątką po niegdysiejszych mieszkańcach, a także symboliczne, samotne drzwi do nieistniejących już domów...
W Koniecznej z rozpaczą stwierdzam brak sklepów spożywczych, więc niepocieszony ruszam czerwonym szlakiem pomiędzy słupkami granicznymi między Polską, a Słowacją na szczyt Jaworzyna. Gdzieś w połowie podejścia (bo o jeździe nie było już mowy) docierają do mnie coraz bardziej intensywne dźwięki - to zbliża się Słowak, z przytroczonym do paska dzwonkiem. Twierdzi, że poprzedniego dnia w przysiółkach po słowackiej stronie granicy (Huta i Regietówka) zauważono dwa niedźwiedzie (a może to ten sam?), dlatego woli dzwonić. Hmnnn... nie polepsza mi to i tak dość melancholijnego nastroju i na wszelki wypadek sam instaluję podobny dzwonek do kierownicy. Jaworzyna od wschodu do istny killer dla osoby pchającej objuczony rower. Poziomice zagęszczają się tam niemożebnie, a na szczycie można sobie pooglądać co najwyżej las.
Z Przełęczy Regietowskiej przejeżdżam do Wysowej i moją uwagę przykuwa tam niepozornego wyglądu bar "U Tomasza", gdzie na szczęście serwują całkiem dobre ruskie pierogi. A do tego Pilsvara z Grybowa, czyli smaczne piwo "rodem z Beskidu Sądeckiego". Od razu humor się polepsza. :) W trakcie posiłku dosiada się pewien starszy już wiekiem kuracjusz (w końcu to Wysowa-ZDRÓJ), który okazuje się być zapalonym rowerzystą, trzaskającym niegdyś rowerowe maratony typu Bałtyk-Bieszczady. Gawędzimy sobie o rowerowych sprawach, ale mnie już czas w dalszą drogę, choć w sumie niewiele tego dnia pozostało.
A zatem znowu przemierzam beskidzkie dolinki urozmaicone pamiątkami po wysiedlonych wsiach (dzikie drzewa owocowe, wywyższone fragmenty łąk po dawnych zagrodach, kamienne krzyże, leśne cmentarze i cerkwiska). Mijam bardzo malownicze Ropki, a następnie docieram do Banicy, gdzie zastaję zamknięty jakiś kwadrans wczesniej spożywczak. No nie, tak być nie może! Łomoczę do drzwi domu i nalegam na sprzedaż, bo pić mi się chce. Szefowa sympatycznie udaje focha, ale godzi się wspomóc strudzonego wędrowca tym i owym. Przy okazji mówi, że ma też noclegi, ale nie korzystam. Zaopatrzony jadę na Izby, gdzie zastaje mnie zapadający zmrok. Wymyśliłem sobie, że zanocuję w "Domu na Łąkach" - agroturystyce zachwalanej przez jednego z turystycznych blogerów. Jednak kiedy zobaczyłem wygląd tego przybytku i wiele wypasionych aut zaparkowanych przed nim, to mina mi zrzedła. Z trudem (ledwie ciurkający roaming słowackiej sieci) udało mi się wczytać stronę tego luksusowego miejsca, a ceny które zobaczyłem sprawiły, że natychmiast zawróciłem do Banicy z zamiarem zanocowania w domku ze wspomnianym sklepem. Szefowa była trochę zaskoczona, jak mnie zobaczyła. ;) Po zrzuceniu bagaży wybrałem się jeszcze ponownie w stronę Izb, aby pomedytować beskidzką atmosferę na łące w zapadającym zmroku.
(wszystkie dni chronologicznie)
W Koniecznej z rozpaczą stwierdzam brak sklepów spożywczych, więc niepocieszony ruszam czerwonym szlakiem pomiędzy słupkami granicznymi między Polską, a Słowacją na szczyt Jaworzyna. Gdzieś w połowie podejścia (bo o jeździe nie było już mowy) docierają do mnie coraz bardziej intensywne dźwięki - to zbliża się Słowak, z przytroczonym do paska dzwonkiem. Twierdzi, że poprzedniego dnia w przysiółkach po słowackiej stronie granicy (Huta i Regietówka) zauważono dwa niedźwiedzie (a może to ten sam?), dlatego woli dzwonić. Hmnnn... nie polepsza mi to i tak dość melancholijnego nastroju i na wszelki wypadek sam instaluję podobny dzwonek do kierownicy. Jaworzyna od wschodu do istny killer dla osoby pchającej objuczony rower. Poziomice zagęszczają się tam niemożebnie, a na szczycie można sobie pooglądać co najwyżej las.
Z Przełęczy Regietowskiej przejeżdżam do Wysowej i moją uwagę przykuwa tam niepozornego wyglądu bar "U Tomasza", gdzie na szczęście serwują całkiem dobre ruskie pierogi. A do tego Pilsvara z Grybowa, czyli smaczne piwo "rodem z Beskidu Sądeckiego". Od razu humor się polepsza. :) W trakcie posiłku dosiada się pewien starszy już wiekiem kuracjusz (w końcu to Wysowa-ZDRÓJ), który okazuje się być zapalonym rowerzystą, trzaskającym niegdyś rowerowe maratony typu Bałtyk-Bieszczady. Gawędzimy sobie o rowerowych sprawach, ale mnie już czas w dalszą drogę, choć w sumie niewiele tego dnia pozostało.
A zatem znowu przemierzam beskidzkie dolinki urozmaicone pamiątkami po wysiedlonych wsiach (dzikie drzewa owocowe, wywyższone fragmenty łąk po dawnych zagrodach, kamienne krzyże, leśne cmentarze i cerkwiska). Mijam bardzo malownicze Ropki, a następnie docieram do Banicy, gdzie zastaję zamknięty jakiś kwadrans wczesniej spożywczak. No nie, tak być nie może! Łomoczę do drzwi domu i nalegam na sprzedaż, bo pić mi się chce. Szefowa sympatycznie udaje focha, ale godzi się wspomóc strudzonego wędrowca tym i owym. Przy okazji mówi, że ma też noclegi, ale nie korzystam. Zaopatrzony jadę na Izby, gdzie zastaje mnie zapadający zmrok. Wymyśliłem sobie, że zanocuję w "Domu na Łąkach" - agroturystyce zachwalanej przez jednego z turystycznych blogerów. Jednak kiedy zobaczyłem wygląd tego przybytku i wiele wypasionych aut zaparkowanych przed nim, to mina mi zrzedła. Z trudem (ledwie ciurkający roaming słowackiej sieci) udało mi się wczytać stronę tego luksusowego miejsca, a ceny które zobaczyłem sprawiły, że natychmiast zawróciłem do Banicy z zamiarem zanocowania w domku ze wspomnianym sklepem. Szefowa była trochę zaskoczona, jak mnie zobaczyła. ;) Po zrzuceniu bagaży wybrałem się jeszcze ponownie w stronę Izb, aby pomedytować beskidzką atmosferę na łące w zapadającym zmroku.
(wszystkie dni chronologicznie)
Kategoria Beskidy 2018 | Komentarze 7
Jasło - Desznica
Środa, 3 października 2018 · dodano: 05.12.2018 | Komentarze 7
3-13 październik 2018 *** 10 dni *** ↗14.450m *** 510 km
Środa. Dzień transferowy i Beskid Niski.
↗ 332m, 42 km, mapa, zdjęcia
Już trzeci rok z rzędu zafundowałem sobie jesienną wycieczkę po Beskidach (mapa). Tym razem w odróżnieniu od dwóch poprzednich zaplanowałem trasę ze wschodu na zachód. Trochę dlatego, że jazda w odwrotnym kierunku przez znane rejony to zawsze coś nowego, a poza tym ten kierunek wydawał mi się wygodny komunikacyjnie (mam tu głównie na myśli remont linii do Nowego Sącza i Krynicy, gdzie początkowo planowałem zacząć).
W zasadzie większość środy spędziłem na podróży pociągami - najpierw Intercity z Warszawy do Rzeszowa, gdzie po godzinie przerwy, wypiciu kawy i naładowaniu w poczekalni telefonu udałem się dalej nieco już leciwym szynobusem do Jasła.
I tu tradycyjnie mała obserwacja taborowa.
W nowych pociągach IC jest jak zwykle sporo gimnastyki z upychaniem rowerów na wieszakach, bo są przeważnie projektowane zbyt ciasno, a wiszące na nich rowery potrafią blokować przejście. Już nie wspomnę, że niekiedy trzeba poprosić pasażerów, aby zabrali z tego miejsca swoje bagaże. Za to w podkarpackim szynobusie miejsca było mnóstwo, a wieszaki tak szerokie, że i fatbike'a bez trudno można tam powiesić. Rower się na takim haku gibie do tego stopnia, że trzeba go trzymać ręką, aby nie przydzwonił w głowę pani siedzącej obok na podwyższonym podeście... :)
Początkowo w szynobusie frekwencja niezła. W Strzyżowie wysiadła większość pasażerów i dalej pojazd jechał już opustoszały, by wreszcie zatrzymać się w Jaśle. Jeszcze przed miastem wnętrze pociągu oświetlało słońce, ale jak tylko wysiadłem natychmiast zaczął lać deszcz. Schowałem się pospiesznie w stojącym obok toitoju, gdzie wykorzystałem przerwę na przebranie się w ciepłe ciuchy (przebieranie się w toitoi wymaga jeszcze większej ekwilibrystyki niż wieszanie rowerów w Pendolino). Były okolice godziny 17-tej, a temperatura nie przekraczała 10 stopni. Kiedy przestało padać rozpocząłem jazdę z pełnego kałuż Jasła na południe... Gdzieś w Dębowcu ponownie dorwał mnie deszcz. Nie przejmowałem się tym, bo wiedziałem, że prognozy na kolejne dni są niezłe. Przeczekiwanie zaś pod wiatą przystanku umilała mi tęcza i rozmowa z oryginalnym turystą, który czekał na autobus do Jasła.
Gdzieś przed Osiekiem Jasielskim pojawiły się takie specyficzne, cycate chmury, które pewnie mają jakąś fachową nazwę. W ogóle tego dnia, poprzez dynamiczną pogodę, zjawiska chmurowe co rusz zaskakiwały. Im dalej od Jasła, tym bardziej dawało się poczuć zbliżający się Beskid Niski. Przy granicy Magurskiego Parku Narodowego na środku drogi stanął sobie dorodny jeleń z dużym porożem i złośliwie czekał, aż zacznę sięgać do aparatu. Po trwającym długo wzajemnym mierzeniu się wzrokiem wreszcie postanowiłem zrobić zdjęcie, a wtedy natychmiast skoczył w krzaki. I kto mi uwierzy, że go widziałem?
Pod wieczór zaczęło się rozpogadzać, ale i szybko ściemniać. Zapadł już zmrok, kiedy dotarłem na nocleg do Desznicy. Gospodyni agroturystyki zapytana o to czy mi nie sprzeda 2 jajek na śniadanie, przyniosła ich aż 4, do tego 2 cebule, pomidora, masło, herbatę w torebkach i słoik miodu z własnej pasieki. I nie chciała za to kasy, musiałem siłą wcisnąć jej 5 zł. Inny świat...
(wszystkie dni chronologicznie)
Kategoria Beskidy 2018 | Komentarze 7